piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 26


Nathan

Teraz już z górki, po tym jak czekałem na lotnisku za samolotem z kilka dobrych godzin. Dla Rose – warto. I tak nie było źle bo fanki mnie otoczyły, więc godzinę mniej. Z Londynu miałem wylecieć  lada chwila, bo około 5 rano, czyli w Polsce miałem być tak około 7. Dobrze, że mogę liczyć na Bellę.

Słuchawki na uszy i lecimy.



Bella

 - Kurna, się mu zachciało o 8 rano do Polski przyjeżdżać. – mruknęłam pod nosem, jedząc śniadanie.
Ale dobra, już zrobię dla niego wyjątek – dla Rose. Poszłam się ubrać – jeansy, bluzka, koszula i koturny. Była godzina coś po 6.00.
O 6.40 czekałam już na dworcu, za pociągiem, a raczej już wchodziłam do niego. Trochę sobie pojadę, więc wybrałam numer do Sivy.
- Cześć misiek. – powiedziałam do słuchawki.
- Hej. Bella, coś się stało?
- Nie nic, a co?
- Nigdy nie dzwoniłaś tak wcześnie…
- Obudziłam cie?
- Yy… niestety tak…
- Ojej, to przepraszam. – dotknęłam ust palcami.
- Jak tam? Wytłumaczyłeś wszystko Nathanowi?
- Tak.
- Uwierzył?
- Chyba tak. Pojechał teraz do Gloucester.
 -Ahaa. – lekko się zaśmiałam.
- A co u ciebie?
- Dobrze, jadę po koleżankę na zakupy. – znowu się lekko uśmiechnęłam.
- Aha. Tak wcześnie?
- No. Tak mi kazała.
- Yhym.  
-Dobra, to śpij dalej. Dobranoc. – zaśmiałam się. –   Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też. Miłego dnia. Pa skarbie.


Nareszcie. Wysiadłam z pociągu i powędrowałam na lotnisko. Za dużo ludzi się nie kręciło, tak jak na przykład po południu.

- Hej Nathan. – przywitałam się, kiedy zobaczyłam przyjaciela.
-Cześć.
Podeszliśmy do siebie, żeby zrobić przyjacielski uścisk.
- Do kiedy jesteś?
- Nie wiem, zobaczę. Mam góra cztery dni.
- Aha. Rozumiem. To zbierajmy się.
Poszliśmy w stronę dworca – ja drugi raz.



Rose

Dzisiaj wyjątkowy dzień. Wstałam szybko o 7.00. żeby się wyrobić. Szybko zeszłam do kuchni. Nie miałam pomysłu co by tu szybko przygotować, więc uszykowałam tych parę durnych kanapek, do tego sok pomarańczowy i truskafffki. Wszystko położyłam na tackę i ruszyłam z powrotem na piętro.
- Wszystkiego Najlepszego z okazji rocznicy ślubu. – tak dzisiaj była ich rocznica – 18, bo rok wcześniej się żenili niż przyszłam na świat.
Rodzice podnieśli się z łóżka.
- Ojejku.  – zdumiała się mama.
- Dziękujemy. – powiedział tata.
- Nie ma za co. Wasze święto. – dochodziła już 8.00. zaraz mieli szykować się do pracy.
- Dobra, zjemy śniadanie i musimy się szykować.
- Pamiętasz, że masz dzisiaj wcześniej wrócić?
- Tak, tak. Pamiętam. – uśmiechnęła się mama.
- A co jest? – zapytałam zaciekawiona.
- Nie ważne. – prychnął tata.


Rodzice mieli wychodzić już do pracy, aż tu nagle rozległ się dzwonek. Mama poszła otworzyć. Wróciła z najmilszą rzeczą jaką mogłabym sobie wymarzyć.
- Nathan! – krzyknęłam i podleciałam do chłopaka, żeby go przytulić.
- Teraz mi wybaczysz? – szepnął mi do ucha.
- Oczywiście! – dostał ode mnie buziaka w policzek (nie chciałam całować się z nim przy tacie). – Tato, to jest właśnie mój chłopak – Nathan. Nie umie mówić po polsku… - szepnęłam mu. Podali sobie dłonie. Uśmiechnęli się do siebie.
- Szkoda, że się nie dogadamy, ale może kiedyś… – powiedział. Szybko przetłumaczyłam Nathanowi.
- Też tak sądzę. –  odpowiedział chłopak, a ja szybko przetłumaczyłam ojcu. 
- Nie ma co, musimy się zbierać. – przypomniała tacie mama.
- Tak. To miłego dnia, wam młodzi życzę.
- Dziękujemy. Wzajemnie! Pa. – pożegnałam ich.
- Co ty tu robisz Nath? – spytałam go, kiedy nareszcie zostaliśmy sami.
Cały czas spoglądałam na niego i nie odrywałam oczu, on tak samo.
Przysunął się do mnie, złapał za pośladki i podniósł do góry. Zaczęliśmy się całować. Mało brakowało a doszłoby do „tego”. Wtedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi. Szybko zeskoczyłam z objęć Nathana. To była mama.
- Kluczy zapomniałam, bo pomyślałam, że na pewno będziecie chcieli gdzieś wyjść. – powiadomiła nas. Posłałam Nathanowi tylko łobuzerski uśmieszek.
- Nareszcie. – szepnęłam kiedy mama wyszła. – To ja pójdę się przebrać. – uśmiechnęłam się.
- Czemu?
- W piżamie jestem, nie widzisz?
- Nie. – złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Oj… chyba jesteś głodny. – usłyszałam jak mu burczy w brzuchu.
- Może troszkę. – pokazał palcami.
- Chodź do kuchni, zrobię ci coś do jedzenia. – machnęłam ręką w stronę kuchni. - Co chcesz? Płatki, kanapki? Może coś innego?
 - Ciebie. – uśmiechnął się.
- Do jedzenia… A tak przy okazji… nie gniewasz się już na mnie?
- Oczywiście, że nie! – złapał mnie za biodra i podniósł do góry.
- Dobra, ale teraz nie wygłupiaj się, bo musze ci coś zrobić do jedzenia. Będziesz tak łaskawy i zastawisz mnie na ziemie?
- No dobra.
- Dziękuje. – pocałowałam go.
- Mam ochotę na kanapki… chyba.
- Dobra, zaraz ci coś zrobię.
- Mogę wziąć prysznic? Bo całą noc spędziłem na lotnisku.
- Jasne. Właśnie, jak tu sam dotarłeś? A w ogóle za niecały tydzień macie koncerty prawda?
- Nie ważne skąd to się wziąłem. Mam góra trzy dni.
- Ty niegrzeczny…
- Może niegrzeczny, ale kochany… co?
- No tak, kochany to ty jesteś. Proszę. – podsunęłam mu kanapki pod nos.
- Dziękuje kochanie. – chłopak zaczął zajadać się kanapkami.  – Fajny ten twój tata.
- Dziękuje. Ja nie mogę doczekać się, kiedy poznam twoją rodzinę. – uśmiechnęłam się.
- Jeszcze rok…
- Niestety… Aha… byłabym zapomniała…  Musisz mi w czymś pomóc…
- Dajesz.
- Anka, zakochała się w takim koledze… Robercie…
- I co w  tym związku?
- Chodzi o Jay’a. Ona bardzo go lubi… nie chce, żeby się na nią wkurzył czy coś.
- No dobra, zobaczę co da się zrobić…
- Dziękuje. – pocałowałam go w czoło.
- Byłbym zapomniał… dzisiaj prowadzisz mnie do tego całego Alka.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie chce go widzieć?
- Ale ja musze z nim pilnie porozmawiać.
- Ale nie rozumiesz, że nie chce go widzieć!?
 -To nie będziesz na niego patrzeć.
- Idź już, wiesz!
- Dobra, spokojnie. Kocham cie.
-Ja ciebie też.
- To ja może pójdę wziąć ten prysznic.
- Okej.
Nathan wziął prysznic orzeźwiający, a ja poszłam- nareszcie- się ubrać. Na dworze był upał. Założyłam więc krótką spódniczkę, bokserkę i sandały. Ogarnęłam trochę pokój ( żeby nie było wstydu). Po 10 minutach chłopak wyszedł z łazienki.
- O wyglądasz zdumiewająco olśniewająco. – uśmiechnął się Nath.
- A tobie coś się stało? – zaśmiałam się.
- Nie nic. Mam coś zaśpiewać?
- Niby co?
Usłyszałam kawałek piosenki Personal Solidier.
Prawie że podbiegłam do niego i zaczęliśmy się całować. Znowu uniósł mnie do góry. Nath szedł „na ślepo” do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku. Teraz nie marzyłam o niczym innym tylko  o nim. Oj, pragnęłam go bardzo mocno. Powoli, ale to powoli zaczął ściągać moją bluzkę. Ja zrobiłam tak samo. Z sekundy na sekundę mieliśmy na sobie coraz mniej ubrań, a ile też miałam. Byłam już gotowa wybaczyć mu na dobre.

Alek


Postanowiłem, ze wybiorę się do Anki, może ona mi pomoże w odzyskaniu Rose. Kurna, co ja narobiłem. To wszystko przeze mnie, ale nie, Robert mnie ostrzegał. Jaki ze mnie debil. Ja pier*ole. Jedyna nadzieja w Ance. Mogłem se jakąś inną laskę do łóżka znaleźć. Zachciało mi się „mojego kochanie”, którego i tak już nigdy nie będę miał przez tego dupka. Skradł mi ją i już za późno.
Zadzwoniłem dzwonkiem. Czekałem tylko kilka sekund.
- A ty czego tu? – odezwała się.
Następna mnie nienawidzi.
- Chce z tobą pogadać. Błagam.  – złożyłem ręce.
- No dobra, właź.
Zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu zastałem tam Roberta, mojego najlepszego kumpla.
-Siema. – Robert wstał, żeby się ze mną przywitać.
- Siema. Co tu robisz?
- Nie mogę, a ty, niby to co?  
- Przyszedłem pogadać.
- Ooo… teraz żałujesz? A jak ci mówiłem, to co, do słupa?
- No dobra, sory stary.   
- Ty mnie nie przepraszaj tylko Rose.
- Byłem u niej.
- Czyś ty zgłupiał! Człowieku, ale teraz to narobiłeś. – wkurzyła się na mnie Anka.
- Niby co?
- Gówno! – warknął Robert.
- Dobra, dobra. – „uspokoiła” nas Anka. – To co ode mnie chcesz?
- Chce, żebyś powiedziała Rose, że już więcej jej nie skrzywdzę i czy możemy zostać na nowo przyjaciółmi… bardzo mi na niej zależy…
- Trzeba było wcześniej pomyśleć! – wnerwił się kumpel. – Jesteś głupi i tyle!
- Tak wiem. – przytaknąłem. To akurat była prawda.
- No dobra… - widocznie Anka się zlitowała. – Widzę, że ci zależy…
- Tak. Dziękuje. – podszedłem do niej i uściskałem ją.
- Wyluzuj. Zrobię tylko co się da, bo nie wiem, czy da się namówić. Rose tak łatwo się nie daje.
- No wiem… ale i tak ci dziękuje, że zdecydowałaś się. 
- Drobiazg.
- To ja już będę leciał.
- Nie zostajesz?
- Nie chce wam przeszkadzać… - uśmiechnąłem się do Roberta. On mrugnął okiem.
- No dobra, jak chcesz. – powiedziała.
- To lecę. Nara.
- Pa.
Do domu został mi niecały kilometr (taka była odległość ode mnie do Anki). Przemyślałem na nowo parę spraw. Ciekawe jakby sprawa się potoczyła, gdybym pojechał z nią na ten koncert albo gdybym z nią był.


***

Leżałam obok Nathana w samej bieliźnie. Było mi tak dobrze, ja nigdy. Nie mogłam sobie zdać z tego sprawy, że straciłam dziewictwo z takim tam Nathanem Jamesem Sykes'em.
Głaskał moje włosy, jakbym była jego małą córeczką. Jestem chyba najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem.
Uśmiechnął się do mnie. Taki wyraz twarzy widziałam u niego po raz pierwszy, jakby chciał ofiarować mi całe życie. Na ułamek sekundy spojrzałam się w stronę zegara. Rzuciła mi się w oczy godzina – 14.00. O jasny gwint. Niedługo mieli przyjechać rodzice, a ja kompletnie zapomniałam.
- Ups… wstajemy. To znaczy ja musze. Możesz  odpoczywać. – uśmiechnęłam się, dałam mu buziaka w czoło i zeszłam z tapczanu.
- Czemu?
- Rodzice.
- O cholera. Zapomniałem.
- Ja właśnie też.
Założyłam to co miałam na sobie wcześniej. Nate wyciągnął ze swojej torby nowe ciuchy. Ubrani zeszliśmy na dół, do salonu.
Kilkanaście minut później rodzice przyjechali z pracy.
- Cześć kochani! – powiedziała mama.
 -Cześć . A wy już?
- Jak widać. Szef nas zwolnił godzinę wcześniej.
O kurka. Ale byłaby wpadka, jakby nie spojrzała się na zegarek.
- A, to fajnie. – odpowiedziałam, po przemyśleniu spraw.
- No, a wy co robiliście, ciekawego?
- Telewizor.
- Nie macie lepszych zajęć? Tylko aby te oczy psujecie sobie.
- Właśnie mieliśmy zamiar wyjść na mały spacer.
- Aha. To zaczekajcie jeszcze chwile, tak z pół godzinki.
- Jasne.
Mama poszła na górę razem z tatą.
Po kilkunastu minutach zeszli w eleganckich strojach. Mama miała piękną sukienkę, a tata garnitur.
- Oo… jak ładnie, do restauracji się wybieracie?
- Tak. – powiedział tata.
- Wrócimy jutro, bo będziemy nocować w hotelu.
- A… no to miłej kolacji! Do zobaczenia. – pożegnałam się.
- Dobranoc. – zaśmiali się obydwoje.
- To co idziemy się gdzieś przejść? – zaproponowałam Nathanowi.
- Czemu nie.
Zdecydowałam, że pójdziemy w stronę boiska. Tam chyba jeszcze go nie prowadziłam.
- Idziemy do Alka. – powiedział.
- Po co?
- No musze z nim porozmawiać…
- Lepiej nie.
- Rose proszę, nic mu nie zrobię.
- Nie wierzę. – uśmiechnęłam się.
- To pójdźmy tam i się przekonasz.
- No dobra, niech ci będzie, ale coś mu zrobisz…
- Spokojnie. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

Staliśmy już pod drzwiami domu Alka. Minęło kilka minut. Już mieliśmy się wycofać, aż tu nagle, zza drzwi wychylił się chłopak.
- Cześć. – odezwał się i padł na kolana.
O co mu chodzi? , pomyślałam.
- Śmiało uderz mnie. – powiedział do Nathana.
Nate szykował już rękę, gdy właśnie zrobiło mi się… żal. Tak właśnie żal. Może to był debil, ale strasznie mi się zrobiło go żal.
- Czekaj. – położyłam rękę na uszykowanej „procy”. – Czemu chcesz, żeby Nath cie uderzył?
- Bo na to zasłużyłem.
- Ma racje. – wtrącił się Nathan.
- Dalej wal.
Nath tak bardzo nie mógł się powstrzymać, że w końcu uderzył chłopaka.
- Na reszcie. – powiedział, a z nosa wypłynęła mu krew.
- O Boże, ty krwawisz! – przestraszyłam się. Widząc krew od razu robiło mi się niedobrze.
- Oj chłopie, trzymaj ją. – powiedział Alek do mojego ukochanego. Więcej już nic nie słyszałam.
Obudziłam się, prawdopodobnie na kanapie w salonie Alka. Tak, to u niego. Dobrze znałam to miejsce.
- Aż tak cie bierze na widok krwi? – zapytał Nathan.
- Yy… chyba tak. – lekko się uśmiechnęłam.
- Jak się czujesz? – spytałam Alka.
- Nie bój się, krew mi już chyba nie leci. – mrugnął okiem.
- Zaraz może lecieć jeszcze mocniej. – zacisnął zęby Nate.
- Chcesz, żebym znowu zemdlała?
- Nie koniecznie.
Alek podszedł do Nathana i wyciągnął dłoń w jego kierunku.
- Przepraszam was za wszystko, za te kłopoty, za to, że kocham Rose…
- Oszczędź mi szczegółów. – poprosił Nath.
- Alek, ja naprawdę cie lubiłam. Ale teraz jakoś nie umiem ci zaufać.
- Wiem, zawiodłem cie. Przepraszam naprawdę.     
- No nie wiem…
 - Pamiętaj… jeżeli jeszcze raz dotkniesz jej jeśli nie będzie chciała, albo w dość nietypowy sposób… naprawdę już po tobie. – zagroził mu Nath.
- Spoko.- odpowiedział Nathanowi. -  Zaczekam aż się namyślisz. – spojrzał się na mnie. 
– Chyba czuje się już lepiej. Chodźmy stąd. – powiedziałam do Nathana.
- Z miłą chęcią.
Szłam przodem. Ja wyszłam już na zewnątrz domu, a Nathana nadal nie było widać.
- Ja pierdziele, nie wytrzymałby jakby go nie uderzył… - z tego, że nie byłam odporna na widok krwi nie chciałam tam wchodzić.
Zobaczyłam Nathana wychodzącego z Alka domu. Poprawiał swój full cap.
- Nie dotrzymałeś słowa. – powiedziałam do niego.
 -To było ostatni raz…
- Jesteś pewny?
- Dla ciebie zrobię wszystko.
Poszliśmy w stronę mojego domu. Ciągle zadręczały mnie myśli, że z Alkiem jest nie dobrze. Wybrałam do niego numer.
- Cześć.  – mówiłam po polsku, żeby Nath nie zrozumiał. – Wszystko z tobą okej?
- Łeb mnie boli, ale poza tym wporzo. Od kiedy tak się mną interesujesz?   
- Chciałam sprawdzić czy żyjesz.
- A co on niby mógł mi takiego zrobić…
- To miłego dna życzę.
- Nawzajem. Pa kochanie.
Rozłączyłam się. Jego charakter nadal się nie zmienił, przynajmniej odkąd byłam z Nathanem. Normalnie zmienił się nie do poznania.  
- Do kogo dzwoniłaś.
- Do mamy, czy na pewno przyjadą dopiero jutro. – uśmiechnęłam się.
- Aha. I co powiedziała?
- Że jutro.

_____________________________________________
I jest romansidło :D
Dlatego, że nie umiem opisywać takich scen, nie opisałam tak szczegółowo. :p
Na pewno pomogłaby mi w tym jedna koleżanka z ławki, która po części tu występuje ;p  - edussss - wiesz o kogo chyba chodzi nie...  xD
Jeszcze kilka rozdziałów i zdecydowałam, że będzie KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ :D 
A więc tak... co o tym sądzicie? :D
Dedyk dla:
edussss
Daria Miczke
LiNkA
Miu Bry 
i♥ nathan
Nadia Kowalska

 Ślicznie Wam dziękuje :********

6 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedyk^^
    Uhhh żajebiszczy czekam na nexta:*
    MAM NADZIEJĘ ŻE BĘDZIE SZYBKO:D
    Weny życzę^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ja sądzę? Że ten rozdział jest FANTASTYCZNY!!! Ewentualnie BOSKI!
    Nathan no nie mógł się powstrzymać i dobrze, że mu przywalił
    Nie martw się, ja też nie potrafię opisywać takich scen
    Czekam na następny! Właściwie to nie mogę się już doczekać następnego!
    Dzięki za dedyk!
    Weny kochana

    OdpowiedzUsuń
  3. boski rozdział <3
    no ja wiem o kogo chodzi, jak mogła bym nie wiedzieć ;]
    haha xD
    dawaj nexta! szybko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty!
    Napisz w next, że tego Alka samochód przejechał! Albo, że się zabił! Poprostu ma zniknąć, bo mnie wkurza i skończy z taką akcją jaką zrobił mu Nathan tylko o wiele gorszą!
    Sorry, że tak pisze ale świeżo co po bójce z kolegą. Złamany nos ma bywało gorzej.
    Masz mi szybko naxta dawać!
    Weny dużo życzę!
    Pozdrawiam
    Indica

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhuhu ^^ No no ;D
    Cudny ;D Ale to wiesz ;P Juz nie moge sie doczekac nexta ; )
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział!
    Dobrze, że Nathan mu przywalił! Hhaha, ma za swoje, zreszta sam chciał ^^ coo za głupek z niego on nie może mówić do Rose, kochanie!!!
    Nie, nie nie, nie może, zgadzam się z Indica, niech on zniknie!
    Dobra bierz się za next'a
    Weny !!! ^^ :D:D:D

    OdpowiedzUsuń