wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 48



10 maja 2020r.

Z punktu widzenia Rose

Przez ostatnie dni wiele przeszłam. Mam coraz to mniej sił. Cieszę się, że mam tak wielu przyjaciół, na których mogę polegać. 
Przed chwilą rodzice zakończyli odwiedziny, ponieważ teraz mój czas zajęty był dla Nikoli.
Pielęgniarka dała mi ją na ręce.
Jak na razie nie przypomina nikogo, podobieństwo jak zwykle z czasem samo przyjdzie.
- Moja malutka Nikolka. Moja Nel. Wiesz jak bardzo cię kocham…? – dziecko marszczyło oczka. Jest taka prześliczna. Szkoda tylko, że mój stan nie jest zbyt ciekawy.
Ma króciutkie jasne włoski. Jak na razie jej oczy są niebieskie. Jeśli się nie zmienią, będą to moje oczy. Waży 3,210g. Mierzy 57cm.
Jej rączki są takie malutkie.
Właśnie ściska mój palec. Czuję jak przeszywa mnie miły prąd. Czuję, że mnie kocha. 

*

W dzienniku została mi ostatnia kartka. Muszę ją zapisać.

Czuje, że to koniec Nel. Dziękuje Ci za to, że mogłam Cie zobaczyć, że mogłam Cie przytulić.
Jesteś taka śliczna. Od razu mówię, że po tatusiu. Przed Tobą całe życie. Zaopiekuje się Tobą ciocia Laura. Wiem, że tego bardzo chce. Kocha Cie. Kocha Cie, tak jak ja i tata.
Przekaż tatusiowi, że jest dla mnie wszystkim o czym zawsze marzyłam.Powiedz ciociom i wujkom, że też ich kocham. Byli dla mnie wszystkim, jak jedna wielka rodzina.
Jeśli będziesz mnie potrzebować spójrz w niebo. Ja tam będę i będę Cie wysłuchiwać. Tata wie, jak bardzo ja lubiłam w nie patrzeć.
Przekaż dziadkom, że Ich również bardzo kocham. To w końcu i dzięki nim przyszłaś na świat.
Już nie mam sił więcej pisać, więc dodam tylko jedno zdanie, które musisz zapamiętać:
„Warto wierzyć w to co się kocha, bo niemożliwe nie istnieje”

Kocham Was tak mocno… <3
Nie zapomnijcie o mnie.
Do zobaczenia Nel. :**  

Schowałam dziennik na dno torby, a w zamian wyciągnęłam małą książeczkę . Był tam „Hymn o miłości” Św. Pawła.
Ktoś w tym momencie wszedł do mojej sali.
Ten ktoś, to mój mąż.
- Co robisz? – spytał.
Ja zaczęłam cytować.
- „…Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.
(…)
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.”
Mąż przytulił się do mnie.
- Kochasz mnie jeszcze? – spytałam.
- Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu! Nie widzę go bez ciebie! Nie wyobrażam sobie tak żyć! Kocham cie Rosalie Sykes. – pocałował mnie delikatnie.
- Mój najukochańszy mąż na świecie… Żadna kobieta nie ma takiego. – powiedziałam, a moje oczy wzebrały potok łez. – Kocham cie tak bardzo mocno.


Z punktu widzenia Laury

Jest mi tak ciężko. Czemu Bóg wybrał właśnie ją. Rose nie zasługuje na to, żeby tak cierpieć. Zbliża się 20.00.
Rose mogła liczyć na naszą paczkę w każdej chwili. Prawda jest taka, że każdy jest tu codziennie, jednak z nas wszystkich w najgorszym stanie jest Nathan i matka Rose.
Tak strasznie mi ich żal. Boję się o nich. Ostatnio nie śpią za wiele, można powiedzieć, że prawie wcale.
Nagle zobaczyłam kogoś idącego przez korytarz.
Czy to Rose?!
Tak to ona!
Ale jakim cudem…
- Co??!! Rose!!!! Tylko nie to!!! Nie rób nam tego!! – zaczęłam krzyczeć i płakać. Nie zważałam uwagi na to, czy ktoś patrzy się na mnie czy nie.
Nigdy nie pomyślałam, że mogę obawiać się tego jednego.
Nigdy nie chciałam widzieć w taki sposób moich przyjaciół, moją rodzinę!
Jak to mogło się stać! 
- Laura! Co jest??! - Tom złapał mnie za rękę. Ja zaczęłam płakać i wtuliłam się w niego. 
Jestem pewna, że reszta jest lekko zszokowana, ale nie jestem w stanie powiedzieć im dlaczego tak się zachowuje. 
- Laura. Już jest wszystko porządku. Już nic mnie nie boli. – powiedziała Rose uśmiechając się.
-Nieee!!!! Rose!!! To nie może być prawa!!! To tylko cholerny sen, z którego zaraz się wybudzę! – momentalnie oderwałam się od męża i pobiegłam do pokoju, w którym leżała moja kuzynka.
Reszta była tuż za mną. 
Wokół jej łóżka znajdowało się pełno lekarzy.
Po kilku minutach odeszli.
- Przykro mi. – powiedział lekarz. – Nie udało nam się jej uratować.
Wszystkim odebrało mowę, mnie było stać tylko na płacz, a Nathan po tych słowach wybiegł z sali.
- Nathan nie!!!  - krzyknęła za mężem Rose, którą słyszałam już niestety tylko ja… chwilę potem zniknęła.
Nagle obok mnie pojawiła się Kate.
- Radzę ci ratować Nathana, bo ma złe myśli… - powiedziała, a ja zaczęłam go szukać. 


Koniec części 2. 


_______________________________________________

Odpowiadam na jeden z komentarzy ( nie wiem jak do Ciebie mówić, więc niestety muszę tak to napisać ;/ )
Oczywiście, że nie jestem zła :) Masz w 100% rację, tylko, że w tym problem, że nie miałam pomysłu na to, żeby wkleić gdzieś resztę... :C Tylko na tyle było mnie stać.. :/
Cieszę się, że ktoś zwraca mi uwagę. ;D Zawsze się to przydaje do pisania kolejnych rozdziałów. ;]


A co do 48....
Przyznam, że nie wyszedł mi... :/
Starałam się, ale to jednak nie dla mnie... :P
Trochę smutno, ale co zrobić. Miałam takie plany, już od początku zanim pisałam rozdziały o ciąży. 
A to o 'Hymnie do miłości' zaczerpnięte z filmu "Anna German" - nie wiem czy ktoś kojarzy...? :)
Nie miałam co napisać, więc pomyślałam o tym... :) 


Jeszcze raz dziękuje za komentarze!! <3

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 47



5 maja 2020r.

Z punktu widzenia Rose


  Już się zaczyna. Moja córeczka chce wyjść na świat. Pomimo, że nie mam tak dużo siły, będę się ogromnie starać.
- Jestem przy tobie. – mąż trzymał mnie cały czas za rękę, ubrany w szpitalny strój. Niestety, żeby wejść na porodówkę trzeba się poprzebierać.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń.
Boję się. Strasznie się boję. Boję się tego, że może nie starczyć mi tyle sił i nie zobaczę już nigdy Nel.
Jestem już cała mokra od potu. Mam straszne bóle. Nie mogę powoli ich znieść. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiedziałam, że to będzie tak bolesne przeżycie. Bella nie mówiła o czymś takim. To coś strasznego. Czuję, że zbliża się mój koniec.
- Nathan boje się. Tak bardzo was kocham. Nie chcę was stracić. – nawet mówienie sprawiło mi ogromny ból.
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Kocham cie, naszą córeczkę także. – odpowiedział. Łzy w jego oczach dało się zauważyć nawet na kilometr.
- Kocham cie. Proszę, zaopiekuj się jak najlepiej naszą córeczką. Przekaż jej, że jesteście dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu i zawsze będziecie, że Nel jest zawsze na pierwszym miejscu.
 -Ranisz mnie. – pozwolił sobie na żart, uśmiechając się przy tym, a z jego oczu zaczął lać się jeszcze większy strumień łez.
- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważny. Tak bardzo cię kocham.– pocałowałam jego dłoń. Być może ostatni raz.
On odpowiedział mi całusem w czoło i policzek. Być może ostatni raz.


Z punktu widzenia Nathana

- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie ważny. Tak bardzo cię kocham. – Rose pocałowała moją dłoń, w której trzymałem jej dłoń.
Pocałowałem jej czoło i policzek.
Nagle Rose zaczęła krzyczeć. To sprawiło mi tak ogromny ból…
Lekarze kręcą się w tę i we w tę.
Czuję jak mocno ściska moją rękę. Jest taka dzielna. Nie mogę na to patrzeć. 
Moja żona męczyła się tak chyba z dobrą godzinę.
Nagle usłyszałem płacz dziecka.
To Nikola.
- Już po wszystkim. – powiedziałem z uśmiechem do Rose cały zapłakany.
Urządzenie, które pokazuje bicie serca, coś jest z nim nie tak. Dlaczego przestaje pikać!
- Zróbcie coś! – zacząłem krzyczeć.
- Musimy reanimować. – powiedział jeden z lekarzy.
- Proszę opuścić salę! – krzyknęła do mnie jedna z pielęgniarek.
- Ale ja jestem jej mężem!!
- Lepiej, żeby pana przy tym nie było… !
Wściekły, a zarazem przerażony udałem się na korytarz, gdzie czekali wszyscy. Jej rodzice też przylecieli.
- I co?! – podbiegła do mnie Laura.
- Reanimują ją. – powiedziałem przez łzy.
- O Boże… - dziewczyna przyłożyła rękę do ust i także zaczęła płakać. – Wszystko będzie dobrze Nath. – przytuliła się do mnie.
- Słyszałem Nikole, słyszałem bicie jej serca, za to Rose coraz mniej… - mówiłem przerażonym głosem.

Wszyscy czekaliśmy na jakikolwiek znak.
Po kilkunastu minutach z sali wyszedł lekarz.
- Udało nam się uratować pańską żonę, teraz jest słaba i odpoczywa, więc jeśli chce pan ją zobaczyć musi pan poczekać  do jutra.
- Dziękuje… - tylko to byłem w stanie powiedzieć. 

_____________________________________________

To jest przed ostatni rozdział 2 części :) 
Mam nadzieję, że nie jest najgorszy... :D
Prawdę mówiąc pisząc te rozdziały w moich oczach kręciły się łezki... :'( 

A co do poprzedniego rozdziału...
W komentarzach pojawił się temat o Zmierzchu.... :) 
Szczerze mówiąc nie inspirowałam się filmem (lub książką), ale rzeczywiście tam było podobnie xD
Być może dlatego przyszedł mi takowy pomysł do głowy... :P 
Pisałam to na szybcika i stwierdziłam, że tak będzie najlepiej :)

Dziękuje za komentarze <3 
 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 46



Ponad dwa miesiące później

Z punktu widzenia Nathana

Przez te ostatnie miesiące Rose strasznie schudła. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Nie mogę na nią patrzeć, bo strasznie przez to cierpię. Nie mogę wyobrazić sobie niestety jej bólu. Strasznie chciałbym, żeby przeszedł na mnie, żeby moja żona, moja Rose przestała w końcu cierpieć.
Kilka miesięcy temu zaatakował ją rak kości. I nie wiem jak to się stało… Gdyby zaczęła walczyć z chorobą mogłoby to zaszkodzić Nikoli. Rosalie tego nie chce. Powiedziała, że dopóki Mała nie przyjdzie na świat nic z tego, żeby zaczęła się leczyć.
Nie wiem, dlaczego ona mi to robi. Tak strasznie się o nią boję. Musi wytrzymać jeszcze kilka tygodni. Ona jest już naprawdę słaba. Dziękuje Laurze, że postanowiła mi pomóc. Wprowadziła się do nas na pewien czas.
Kiedy widzę Laurę, czuje że ma do siebie żal. Nie wiem o co, bo niczym nie zawiniła. To ja powinienem się czuć winny, bo ja wpakowałem Rose w to wszystko.
Może jestem złym typem, ale nie chce tego dziecka. Chciałbym tylko, żeby Rose była już zdrowa. Nie chce nawet myśleć, że narodziny Nikoli, które przewidziane są na 25 kwietnia, mogą odbyć się za późno.
Nie chcę Nikoli. Chcę, żeby moja żona wyglądała tak jak jeszcze kilka miesięcy temu.
To dopiero 29 marca. Ile mam jeszcze czekać?!
Mógłbym za nią nawet życie oddać, byle żebym tylko wiedział, że to jej pomoże!
Jestem taki zły na siebie. Nie potrafię już nawet wymyślać jakiekolwiek teksty do piosenek. Nie potrafię…
- Nathan. Prześpij się. Tak bardzo brakuje ci snu… - podeszła do mnie Laura kładąc rękę na moim barku.
Złapałem ją.
- I tak to nie przyśpieszy czasu. Będzie się dłużył jeszcze bardziej.
Laura usiadła obok mnie.
- Wcale nie. Im mniej będziesz o tym myślał, tym szybciej nastanie ten dzień, w którym urodzi się twoja córka.
- To nie jest moja córka! Moja córka nie zrobiłaby czegoś takiego mojej żonie!
- Nathan! Przecież to rak! Twoja córka niczemu nie jest winna! Nie możesz tak mówić!!! – złapała moją koszulkę i zaczęła mną trząść. Płakała. Ja też…  - Nathan nie mów tak już więcej! – cała zapłakana przytuliła się do mnie. Ja byłem w stanie wydusić z siebie tylko łzy. Nie potrafiłem nawet dać jakiegokolwiek kroku. To było dla mnie najtrudniejsze wyzwanie. – Rose nigdy nie wybaczyła by ci tych słów. – wyjąkała po kilku minutach.


25 kwietnia

Rosalie leży w szpitalu. Nawet nie wskazuje na to, że ten mały diabeł chce wyjść na świat. Im dłużej tam siedzi coraz bardziej jej nienawidzę… 
Siedzę teraz na krześle, obok szpitalnego łóżka mojej małżonki. Trzymam ją za rękę. Ona uśmiecha się do mnie. Nie wiem, jak w tak trudnych chwilach może to robić. Do moich oczy napływają łzy, a ona się uśmiecha. Tak bardzo to kocham, ale nie mogę pojąć dlaczego to robi…?
- Kocham cie Nathan. – powiedziała, a jej wargi jeszcze bardziej się wygięły.
- Przecież wiesz, że ja ciebie bardziej. – odpowiedziałem na jej słowa, a na mojej twarzy znów pojawił się potok łez.
Rose podniosła się trochę i kciukiem otarła moje łzy.
- Nie becz. – zaśmiała się cicho.
- Nie potrafię. Ta sytuacja mnie przerasta. – oprałem głowę obok jej. Chciałem się przytulić. Chyba to zrozumiała, bo objęła mnie.
-Wszystko będzie dobrze kochanie. – powiedziała spokojnie. – Pocałuj mnie. Chce sobie przypomnieć stare dobre czasy.  
Spełniłem jej prośbę. Mnie też tego brakowało.
Dzięki temu zapomniałem o złych rzeczach. Przed oczami miałem te najpiękniejsze chwile. Już dawno się tak nie czułem. Po prostu zero wspomnień, same zmartwienia. A teraz ta chwila, mogłaby trwać wiecznie.
- Będziesz grał dla naszej córeczki. Ty będziesz grał, ja będę ją trzymać na ramionach. Będę siedziała tuż obok ciebie jak wtedy kiedy się zaręczyliśmy. Pamiętasz? Tylko, że teraz będą nas dwie panie Sykes.
Uśmiechnąłem się. Pierwszy raz od kilku miesięcy. Poczułem, że jestem okropnym ojcem mówiąc na moją córkę tak podłe rzeczy. Jak ja mogłem. Rzeczywiście, Rose by mi nigdy tego nie wybaczyła.
Będę ją kochał, tak samo jak Rosalie. Skoro będzie dla niej tak ważna to i dla mnie także. To nasza córka – Nikola. Może nie byłem przekonany co do tego, że nie będę miał syna, ale teraz coraz bardziej cieszę się, że będzie to ktoś podobny do Rose. Będę je kochał najmocniej jak potrafię, w końcu to dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Gdybym nigdy nie spotkał Rosalie moje życie byłoby do niczego. Cieszę się, że jest teraz moją żoną i że będziemy żyć długo i szczęśliwie. Wierzę w to! Jeśli moja żona wierzy to i ja wierzę! To mój dar od Boga! 

____________________________________________

I są 2 komentarze z głosem na "TAK" :)
W takim razie będzie część 3 :D
Dziękuje Wam, za to, że komentujecie! <3
Dzięki temu wiem, że mam dla kogo pisać ^^ 
Pozdrawiam Was i całuję :***