czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 51



Po tygodniu Rose, to znaczy Margaret wybudziła się ze śpiączki. Odwiedzałam ją dzień w dzień, razem z Nathanem. Ten nadal jest w przekonaniu, że po prostu przypomniałam sobie o śmierci Rose. Wcale tak nie jest. Rose wróciła do nas! Wiedziałam, że ta dziewczyna nigdy nas nie opuści tak na zawsze. Wiedziałam, że wróci. Trochę ciężko myśleć o tym, że w tak strasznych okolicznościach, ale jednak.
-Gdzie jestem? – pyta.
- W szpitalu, miałaś wypadek samochodowy, cudem z tego wyszłaś. – uśmiecha się do niej Nathan.
- Jaki wypadek? Kim wy jesteście? – pyta przerażona poszkodowana.
- Nie pamiętasz mnie? To ja Nathan, a to moja przyjaciółka Laura. – odpowiada zdenerwowany mężczyzna.
- Jesteś mi bliski? – zadaje kolejne pytania.
- Jestem twoim przyjacielem podobno. – załamuje się Nath.
Straciła pamięć. I jako Margaret i jako Rosalie.
Nagle zobaczyłam w korytarzu Katherine. Szybko wszyłam z pokoju.
- To normalne, że straciła pamięć? – pytam zdenerwowana.
- Jako Margaret nie będzie pamiętać już nic, ponieważ to zależy od duszy. Teraz to już Rosalie. Potrzeba jeszcze dużo czasu zanim wróci jej całkowita pamięć. Czasem, będzie doznawać przebłysków z przeszłości. Nie raz będzie to dla niej bolesne. Ale taki jest urok wstępowania w czyjeś ciało. – przekrzywia głowę duch. – Wiem, że Rose jest twarda, dlatego da sobie radę. – uśmiecha się do mnie kobieta.
- Tak bardzo się boje. Nie wiem co mam robić. – przyznaję.
- Najlepiej, żeby spędzała z wami jak najwięcej czasu. – mówi Kat. – Dobrze też byłoby, gdyby o wszystkim wiedział Nathan. To on głównie doprowadzi do tego, że Rose przypomni sobie poprzednie życie z najmniejszymi szczegółami. – tłumaczy.
- Jak ja mam mu to powiedzieć niby?!  -lekko się zdenerwowałam. – On mnie znienawidzi!
- Nieraz ujawnienie prawdy bywa boleśniejsze niż jakakolwiek rana, ale z czasem zapomni o tym. Może nawet szybko wybaczy. – uśmiechnęła się do mnie.
- Sama wiesz, że to nie będzie łatwe…
- Już ja ci pomogę. – mruga okiem i znika.
Po krótkim czasie dołącza do mnie Nate.
- Rozmawiałaś z kimś? – zapytał.
- Tom dzwonił. Pytał kiedy wrócimy, bo mała się niepokoi.
- To może zbierajmy się. – przyznał.

W samochodzie

- Pamiętam jak krzyczałaś „Rose”. – upomina się mężczyzna.
Aha… Chyba Katherine wkroczyła do akcji.
No dzięki bardzo. Teraz w samochodzie?
-Pamiętasz…
- Wiesz, nie trudno zapomnieć. – wykrzywia minę Nath.
- Porozmawiajmy o tym, jak dojedziemy do domu, dobra?
- Czyli to coś znaczyło…  - przyznał.
Nic mu nie odpowiedziałam. Czekałam tylko jak będziemy już w domu, jak przytulę Nikolę, bo być może będzie to mój ostatni raz, gdy trzymam ją w ramionach.

*

- Powiesz mi teraz? – niecierpliwi się Nathan.
Tom spogląda na mnie ze zdziwioną miną. Mała uśmiecha się do mnie.
- Wiesz Nathan, to nie jest takie proste. Pewnie trudno ci będzie w to uwierzyć, bo mi samej nie było wesoło, gdy dowiedziałam się co potrafię. – tłumaczę się zawczasu.
Thomas już wie o co chodzi.
- Od kilkunastu miesięcy potrafię dogadać się z kimś, o kim istnieniu nikt nie przypuszczał.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi? – Nate jest już podenerwowany.
- Jesteś pewien, że chcesz to wiedzieć? I że mnie nie znienawidzisz? – upewniam się.
- Tak jestem pewien na sto procent, a teraz odpowiedz.
- Umiem rozmawiać z duchami. Rozmawiam z Rose. – staram się patrzeć mu w oczy, żeby nie stracił mojego zaufania, że to wszystko to jednak prawda.
- Nieee. – uśmiecha się.
Jednak to nie jest uśmiech radości, tylko niedowierzania.
- Nathan ona mówi prawdę. – dodaje Tom.
Chwilę po tym na oczach Nathana pojawiają się pojedyncze łzy.
Podaję Nikolę mojemu mężowi i siadam koło przyjaciela, przytulając go.
- Ty cały czas z nią rozmawiałaś, kiedy ja chciałem się już totalnie poddać?! – mówi przez łzy.
Jeszcze chwila, a zaraz i z moich poleci potok.
- Nathan, myślisz, że to jest takie proste mówić o tym każdemu? To nic fajnego! Nie chciałam cie denerwować.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
- Nie chciałam, żebyś jeszcze bardziej zamknął się w sobie! – podnoszę głos.
- Czy to możliwe…? To możliwe, że mogłem czuć nie raz jej obecność. Że mnie dotyka…
- Tak, ona cały czas była przy tobie. – mówię, że łzami w oczach.
- Dlaczego „była”? – zauważa to.
- Mówiłeś, że pamiętasz, jak powiedziałam jej imię, gdy Margaret walczyła o życie, prawda? Tak naprawdę Margaret nie żyje. To w jej ciało weszła Rose. Margaret już nie ma! Rose, jest w jej ciele, dlatego nic nie pamięta. Pomóż mi, przypomnieć Rose, gdzie jej miejsce, gdzie jej rodzina. Pomóż mi przywrócić jej pamięć! Wszystko zależy od ciebie! – dość brutalnie to powiedziałam. Być może Nathan teraz opuści moje mieszkanie i już nigdy się tu nie zjawi, ale musiał poznać prawdę…
- Rose do mnie wróciła? – odzywa się po dłuższym czasie.
- Tak. Błagam cię, pomóż mi… - proszę Nathana.
- Gdy wyjdzie, że szpitala zamieszka u mnie. – mówi stanowczo.
- Jeśli mogę spytać, to czy Margaret miała jakąś bliską rodzinę?
- Rodziców, wspominała też o jakimś facecie, ale według mnie nie są razem.
- Bądź dobrej myśli… - kładę rękę na jego ramieniu i ponownie przytulam do siebie. 

 ____________________________________________

Nareszcie ferie! Nareszcie mogłam coś napisać! xD
Wydaje mi się, że nie jest zły, w końcu mógł być jeszcze gorszy xD
Dziękuje za komentarze :) 
Nie jest ich za wiele, ale zawsze coś ;) 
Pozdrawiam! 
Dżagodaaa ;] <3

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 50



Z punktu widzenia Nathana

Od kilku tygodni moje życie bardzo się zmieniło. Nabrałem sensu życia. Margaret mi w tym pomaga. Polubiłem ją, ale nic więcej. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
Nikola rośnie jak na drożdżach. Magie mówi, że u małych dzieci to normalne. Skoro tak mówi to prawda.
Właśnie czekam za nią. Miała przyjechać, już ponad godzinę temu. Dzwoniłem do niej i nie odbiera. Pewnie musiała dłużej zostać w szpitalu.
No nic… Wziąłem Nel na ręce i postanowiłem włączyć telewizor. Akurat natrafiłem na wiadomości.
Zdarzył się jakiś wypadek.
- W Londyńskim szpitalu o życie walczy tutejsza lekarka Margaret Webb, która brała udział w wypadku samochodowym. Otóż doszło do czołowego zderzenia  się dwóch aut na pobliskiej autostradzie. Wypadek spowodował 40-latek, który miał we krwi aż 2,5 ‰ alkoholu we krwi. Mężczyzna jest w stanie stabilnym. Do wypadku doszło około godziny 16.34. Reakcja świadków była natychmiastowa. – oznajmiła dziennikarka.
Przestraszyłem się!
Od razu zacząłem pakować rzeczy potrzebne Nikoli. Wszystko spakowałem do auta, Niki wsadziłem do fotelika i ruszyłem do Laury. Wiedziałem, że ona na pewno zaopiekuje się Nikolą, ja muszę być teraz przy Margaret. Nie chcę stracić kolejnej ważnej mi osoby.


Kilkanaście minut później 


Całkiem spanikowany wpadłem do szpitala.
- Gdzie jest Margaret Webb? – mówiłem niespokojnie.
- Przepraszam, kim pan jest? – pyta recepcjonistka.
- Jestem przyjacielem pani doktor. – ogarnęła mnie panika.
- Nie może pan teraz jej zobaczyć, jest operowana.
- A kiedy będę mógł?
- Nie mogę panu powiedzieć, sama nie wiem, wiem tylko tyle, że jest w ciężkim stanie i są marne szanse na to, że przeżyje. – mówi smutno starsza kobieta.
- Ale jak to? – mówiłem coraz bardziej załamanym głosem.
- Takie wieści płynął od lekarzy, którzy ją operują, nic na to nie poradzę, przykro mi. – posmutniała recepcjonistka.
Odszedłem od recepcji i postanowiłem zaczekać na jakiekolwiek informacje siadając  w holu.
Po tym co dla mnie zrobiła… Nie chce, żeby coś jej się stało.



Kilka godzin później  


Z punktu widzenia Laury

Nathan nawet nie zadzwonił, więc postanowiłam pojechać do szpitala, no w sumie to Rose mi kazała.
Odkąd miały miejsce tamte straszne wariacje Rosalie, przyznam że trochę zmądrzała. Wie, że Margaret dla Nathana jest dobrą przyjaciółką i w sumie ta informacja bardzo ją ucieszyła. Teraz, gdy usłyszała o tym wypadku jest załamana. Boi się, że Nathan już nigdy nie będzie taki jak kiedyś. Poprosiła mnie, żebym uratowała jej życie, ale ja przecież nawet nie znam się na medycynie! 
Nie ważne. Wchodząc do budynku zaczęłam szukać Nathana. Na szczęście Rose zrobiła to szybciej.
- Nathan! – podbiegłam do przyjaciela.
- Co ty tu robisz? Gdzie jest Nikola? – pyta mężczyzna.
- Została z Tomem. Martwiłam się o ciebie. – nie chciałam powiedzieć, że przecież to jego Rose. – Co z Margaret?
- Okropnie! Straciła dużo krwi. – powiedział smutno Nath.
- Będzie dobrze. – pocieszam go. 
Wkrótce podeszła do nas pielęgniarka.
- Już po operacji, jednak nie jestem wstanie określić co dalej. – przyznała pielęgniarka. – Może pan ją zobaczyć, ale nie może pan wejść do środka.
Pielęgniarka zaprowadziła nas do doktorki.
Dało się rozpoznać, nawet przez szybę, na jej twarzy wiele siniaków, była strasznie blada, podłączona do kroplówki.
Rose była wewnątrz.
- To ona pomogła mi się otrząsnąć po tym wszystkim. – przyznaje Nathan ze łzami w oczach.
- Wiem. – przytulam go do siebie.
Nagle usłyszałam wołanie Rose.
- Nie!!!! – momentalnie spojrzałam przez szybę.
Jej tętno malało i to szybko.
Szybko zawołałam jakiś personel.
Reakcja była natychmiastowa.
Po próbie reanimacji zobaczyłam jak duch Margaret opuszcza swoje ciało i od razu przechodzi przez „światło”.
Rose spogląda ku mnie. Ja mam łzy w oczach.
Wkrótce po tym zobaczyłam jak duch Rose przenika do ciała Margaret.
- Rose nie!!! – krzyczę, a załamanemu Nathanowi zabrało mowę.
Jestem idiotką!
Pewnie myśli, że przypomniałam sobie o śmierci jego żony. Jestem tego niemal na 100% pewna.
Ale wkrótce potem puls wrócił. Maszyna zaczęła wydawać ten regularny dźwięk.
 Tyle, że wiedząc, że w ciało Margaret wstąpiła Rose, widziałam ją. Tak jak kilka miesięcy temu. Już nie jako ducha, ale jako prawdziwą, żywą osobę.
To była Rose.
Rosalie wróciła do nas. 

_____________________________________________________

Witam! :D
Jest rozdział, może tego się nikt nie spodziewał, ale chcieliście, żeby Rose wróciła do opowiadania xD 
Sama nie wierze w reinkarnacje, ale coś musiało się wydarzyć, a skoro Laura gada z duchami, to chyba nie jest aż tak bardzo dziwne... :P

Dziękuje za 2 komentarze <3 
Na to, że długooo mnie tu nie było to chyba wiele... :) 
Dziękuje!

sobota, 14 grudnia 2013

CZĘŚĆ 3 Rozdział 49



Z punktu widzenia Laury

Minęło kilka tygodni od narodzin Nikoli. Jak na razie mała mieszka u mnie. Nathan nie ma do niczego głowy, nie występuje z chłopakami, ale stara się choć raz dziennie odwiedzić córkę. Rozumiem, że jest załamany, ale nie powinien jej zaniedbywać. Nie powiem, bo jest coraz lepiej. Nie wspominam już o tym, że w pierwszym tygodniu do nikogo nie potrafił się odezwać, był strasznie załapany, jednak nie tylko on.
Zaproponowałam Nathanowi, aby na drugie imię Nikoli dać Rosalie. Zgodził się.
Cały ten czas rozmawiam z Rose, o czym wie tylko Tom i Bella. Ciągle trwa przy Nathanie i Nikoli.
- No chodź do mnie moja malutka. – powiedziałam wyciągając Niki z łóżeczka.
-Tak bardzo chciałabym ją potrzymać. – odezwała się  Rosalie.
Strasznie jest mi jej żal. Za każdym razem chce mi się płakać.
-Przykro mi Rose. – odzywam się ze łzami w oczach.

Kilka minut później

-Nikola ma gościa! – krzyczy Tom, wchodząc po chwili z Nathanem do pokoju.
-Zobacz kto do ciebie przyszedł. – uśmiecham się do małej i powierzam ją w ręce ojca.
- Witaj córeczko. – mężczyzna trzyma ją na rękach. Za każdym razem, gdy Nath to robi, Rosalie podchodzi i przytula się do nich. Wiem, że Nate czuje jej obecność. To znaczy domyślam się, ale widzę to. Widzę to po wyrazie jego twarzy, po zachowaniu, po prostu widzę.
-Tak bardzo was kocham. – mówi Rose, jednak tylko ja słyszę te słowa.
- Dzisiaj mała ma lekarza. – przypominam sobie po chwili.
-Idziesz z nami? – pytam Nathana.
- Tak. – odpowiada.
- A może macie ochotę potem wpaść do Kaneswaranów? – wypala z pytaniem Tom.
- Tak, to bardzo dobry pomysł. Chyba dawno się z nimi nie widziałeś. – mówię do Nathana.
- Jakoś nie mam ochoty.
-Ale oni się ucieszą jak cie zobaczą. – Tom klepie go po ramieniu. – Laura ma cię błagać?
- Dokładnie! Będę nalegać tak długo, dopóki się nie zgodzisz!  - uśmiecham  się, żeby choć trochę mu zależało.
- No dobrze, ale tylko na chwilę. – odpowiada Nate.

U lekarza

-Mała na obecną chwilę rozwija się prawidłowo, nie ma żadnych zastrzeżeń co do jej zdrowia. odpowiada pani doktor po dokładnym zbadaniu Nikoli.
- Cieszymy się bardzo. – odpowiadam w imieniu swoim i Nathana.
- Kolejnym razem wizyta będzie już w domu.
- Dobrze, dziękujemy. – uśmiecham się.
- Do widzenia. – odpowiadamy i wychodzimy z gabinetu.
- I jak? Mała zdrowa? – pyta Tom.
- Oczywiście! – uśmiecham się. – A co do małej… Jesteś już w stanie się nią zaopiekować? – pytam Nathana.
- Tak, jestem. Nie chcę, żebyście mieli dodatkowe problemy na głowie. – odzywa się.
- Ale to żaden kłopot.  –Kocham ją, więc mogę spędzać z nią 24 godziny na dobę. Mi to nie przeszkadza. – odzywam się.
Wiem, że Nathan jest jej prawdziwym ojcem i to przy nim powinna być, ale odkąd mam obowiązek opiekować się moją chrześnicą, córką mojej siostry, nie chcę jej stracić.
Spytałam się Nathana tylko dlatego, bo im dłużej będzie przy mnie, tym trudniej będzie mi się pogodzić z tym że nie ma jej już z nami. Wiem, że będę mogła odwiedzać ją codziennie, ale to przecież nie to samo.
- Laura, ja to wiem, ale jestem jej ojcem, dlatego powinienem się nią zajmować. Muszę dać radę. Jednak mam nadzieję, że będę mógł liczyć na waszą pomoc.
- Stary! Na nas możesz liczyć!  -mówi Thomas. – Kochamy Nikolę jak własne dziecko.
- Dzięki. – Nath pozwala sobie na lekki uśmiech.

U Kaneswaranów

Gdy weszliśmy do mieszkania Belli para od razu uściskała przyjaciela. Nie widzieli się chyba od pogrzebu Rose.
Tiago stawia już samodzielne kroki na widok czego Rose bardzo się ucieszyła.
- Mój zdolny chrześniak!
- Moja chrześniaczka będzie tak samo zdolna! – śmiejemy się.
- Czy Rose tu jest? – pyta Bella.
Byłyśmy same w pokoju, więc mogłam jej powiedzieć.
- Tak, zawsze jest przy małej lub Nathanie. – uśmiecham się do przyjaciółki.
-Strasznie za nią tęsknie. – mówi ze łzami w oczach Bell.
- Ja za wami też. – odpowiada Rose. – Bardzo chciałabym, żebyście mnie poczuli.
- Rose mówi, że ona też tęskni. – przekazuje.
Bella uśmiecha się. Wkrótce potem bierze małą czule na ręce.
- Twoja mama była wspaniała. Gdyby nie ona, nie byłoby tu teraz nas, ciebie. To wszystko dzięki niej! Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego ona?! Dlaczego ty Rose musiałaś zachorować?!
Rosalie podchodzi do kuzynki i dotyka jej policzka.
-Los tak chciał. Dziękuje ci, że zawsze we mnie wierzyłaś. Dziękuje wszystkim.

Kilkanaście dni później

Z punktu widzenia Nathana

Idę otworzyć drzwi. Z pewnością jest to lekarka.
- Dzień dobry!- przywitała się młoda kobieta.
- Witam. Zapraszam. – także się uśmiechnąłem, żeby nie było, że jestem niemiły czy coś.
- Jak mała…
-Nikola.
- O właśnie, Nikola? – uśmiecha się, a ja prowadzę ją do pokoju.
- Myślę, że dobrze, na szczęście nie płacze za często, gdyby było odwrotnie nie dałbym sobie rady. – przyznaję. – Ale mam dobrych przyjaciół.
- To najważniejsze. Przykro mi z powodu żony.
- Może pani myśli, że jestem niemiły albo gorzej, ale proszę mi uwierzyć, że odkąd to się stało nie mam chęci do życia.
- Ale dlaczego? Przecież ma pan córkę. Z pewnością jest śliczna po matce. – uśmiecha się kobieta.  – To powinno panu dodawać siły.
- Tak, urodę odziedziczyła po niej. Z resztą bardzo mi ją przypomina. – uśmiecham się.
- Tu jesteś Nikola. – lekarka podnosi małą. – Twój tatuś ma wielkie szczęście.
Uśmiecham się, chyba sam do siebie. I kto by pomyślał, że dzięki tej kobiecie. To ona przekonała mnie, że mam ogromny „Cud”. Jestem nawet Jego ojcem.
*
-Bardzo pani dziękuje. – uśmiecham się do kobiety.
 - Nie ma za co. – odpowiada tym samym. – Może przejdźmy na „ty”. Margaret. – podaje mi dłoń.
- Nathan. A może ma pa… to znaczy masz może ochotę na kawę? – nie wiem co mi strzeliło do łba.
- Nie chcę się narzucać.
- Ależ skąd. To dla mnie przyjemność.
- No dobrze. – kobieta zgada się.


Z punktu widzenia Laury

-Laura! – krzyczy Rose.
- Coś się stało? – dziwię się.
- Jestem okropnie wściekła! – burzy się kuzynka. Rzeczywiście. Jest wściekła. Po duchach widać to dwa razy wyraźniej. Nie polecam nikomu takiego widoku.
- Błagam cię Rose. Ochłoń trochę, bo chyba nie zasnę w nocy. – proszę.
- Co?! Mój mąż zaczyna randkować z inną, a ty każesz mi ochłonąć?! – krzyczy.
Jest gorzej niż było.
- Ale Nathan? – dziwię się. -  Skąd taki wniosek?
- Jest u niego ta lekarka! Obiecuję, że do bliższego kontaktu nie dojdzie! – wścieka się.
- Rose! Proszę cię! Lepiej mnie wysłuchaj! – błagam, żeby została. – Chcesz, żeby Nathan do końca życia był nieszczęśliwy?
- NIE!
Rose zaczyna tłuc szklanki.
- Oszczędź je, błagam! – proszę, aby nie zniszczyła więcej wyposażenia kuchennego.
- Laura! Musisz coś zrobić, żeby więcej się nie spotkali!
- Ale Rose! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Powiedz mi… Chcesz, żeby Nathan był cały czas smutny, samotny, nie miał nikogo, kto mógłby okazać mu trochę wsparcia… - zaczynam wymieniać.
- Ma was!
- Rose! Ja cię nie poznaje! W życiu nie pozwoliłabyś na to, żeby cierpiał! Ogarnij się, albo już nigdy ich nie zobaczysz! Poproszę o pomoc Katherine. Obiecuję ci to! Więc lepiej radze ci to wszystko przemyśleć!
Dziewczyna zniknęła. Trochę boje się. Dlaczego musiałam tak na nią nakrzyczeć!?
Bezbronna siadam na kanapie podpierając się rękami. Z oczu zaczynają płynąć mi łzy.
- Co się stało? – Tom wbiega do pokoju. – Dlaczego wszystko jest potłuczone?!
- Rose! Boje się!
- Ale co ona chce zrobić?!
- Nigdy taka nie była, boje się, że zrobi coś głupiego…
Mąż przytula mnie.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. – odpowiada. 
___________________________________________

Witam wszystkich, którzy nadal czytają tego bloga, pomimo baaaaaardzo długiej przerwy. Jakoś nie miałam weny, nie było też czasu, bo nowa szkoła i wgl. :/ 
Mam nadzieje, że nie jest najgorzej, bo wydaje mi się, że trochę z wprawy wyszłam. :P
No cóż... 
ilość rozdziałów u 3 części zależy tylko od tego, czy będzie to ktoś czytał, czy też nie... Jeżeli opowiadanie będzie się cieszyć większym powodzeniem napisze więcej rozdziałów, mam już nawet fabułę przemyślaną do końca opowiadania. :D

Jeszcze raz dziękuje wszystkim wytrwałym <3  

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 48



10 maja 2020r.

Z punktu widzenia Rose

Przez ostatnie dni wiele przeszłam. Mam coraz to mniej sił. Cieszę się, że mam tak wielu przyjaciół, na których mogę polegać. 
Przed chwilą rodzice zakończyli odwiedziny, ponieważ teraz mój czas zajęty był dla Nikoli.
Pielęgniarka dała mi ją na ręce.
Jak na razie nie przypomina nikogo, podobieństwo jak zwykle z czasem samo przyjdzie.
- Moja malutka Nikolka. Moja Nel. Wiesz jak bardzo cię kocham…? – dziecko marszczyło oczka. Jest taka prześliczna. Szkoda tylko, że mój stan nie jest zbyt ciekawy.
Ma króciutkie jasne włoski. Jak na razie jej oczy są niebieskie. Jeśli się nie zmienią, będą to moje oczy. Waży 3,210g. Mierzy 57cm.
Jej rączki są takie malutkie.
Właśnie ściska mój palec. Czuję jak przeszywa mnie miły prąd. Czuję, że mnie kocha. 

*

W dzienniku została mi ostatnia kartka. Muszę ją zapisać.

Czuje, że to koniec Nel. Dziękuje Ci za to, że mogłam Cie zobaczyć, że mogłam Cie przytulić.
Jesteś taka śliczna. Od razu mówię, że po tatusiu. Przed Tobą całe życie. Zaopiekuje się Tobą ciocia Laura. Wiem, że tego bardzo chce. Kocha Cie. Kocha Cie, tak jak ja i tata.
Przekaż tatusiowi, że jest dla mnie wszystkim o czym zawsze marzyłam.Powiedz ciociom i wujkom, że też ich kocham. Byli dla mnie wszystkim, jak jedna wielka rodzina.
Jeśli będziesz mnie potrzebować spójrz w niebo. Ja tam będę i będę Cie wysłuchiwać. Tata wie, jak bardzo ja lubiłam w nie patrzeć.
Przekaż dziadkom, że Ich również bardzo kocham. To w końcu i dzięki nim przyszłaś na świat.
Już nie mam sił więcej pisać, więc dodam tylko jedno zdanie, które musisz zapamiętać:
„Warto wierzyć w to co się kocha, bo niemożliwe nie istnieje”

Kocham Was tak mocno… <3
Nie zapomnijcie o mnie.
Do zobaczenia Nel. :**  

Schowałam dziennik na dno torby, a w zamian wyciągnęłam małą książeczkę . Był tam „Hymn o miłości” Św. Pawła.
Ktoś w tym momencie wszedł do mojej sali.
Ten ktoś, to mój mąż.
- Co robisz? – spytał.
Ja zaczęłam cytować.
- „…Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.
(…)
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.”
Mąż przytulił się do mnie.
- Kochasz mnie jeszcze? – spytałam.
- Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu! Nie widzę go bez ciebie! Nie wyobrażam sobie tak żyć! Kocham cie Rosalie Sykes. – pocałował mnie delikatnie.
- Mój najukochańszy mąż na świecie… Żadna kobieta nie ma takiego. – powiedziałam, a moje oczy wzebrały potok łez. – Kocham cie tak bardzo mocno.


Z punktu widzenia Laury

Jest mi tak ciężko. Czemu Bóg wybrał właśnie ją. Rose nie zasługuje na to, żeby tak cierpieć. Zbliża się 20.00.
Rose mogła liczyć na naszą paczkę w każdej chwili. Prawda jest taka, że każdy jest tu codziennie, jednak z nas wszystkich w najgorszym stanie jest Nathan i matka Rose.
Tak strasznie mi ich żal. Boję się o nich. Ostatnio nie śpią za wiele, można powiedzieć, że prawie wcale.
Nagle zobaczyłam kogoś idącego przez korytarz.
Czy to Rose?!
Tak to ona!
Ale jakim cudem…
- Co??!! Rose!!!! Tylko nie to!!! Nie rób nam tego!! – zaczęłam krzyczeć i płakać. Nie zważałam uwagi na to, czy ktoś patrzy się na mnie czy nie.
Nigdy nie pomyślałam, że mogę obawiać się tego jednego.
Nigdy nie chciałam widzieć w taki sposób moich przyjaciół, moją rodzinę!
Jak to mogło się stać! 
- Laura! Co jest??! - Tom złapał mnie za rękę. Ja zaczęłam płakać i wtuliłam się w niego. 
Jestem pewna, że reszta jest lekko zszokowana, ale nie jestem w stanie powiedzieć im dlaczego tak się zachowuje. 
- Laura. Już jest wszystko porządku. Już nic mnie nie boli. – powiedziała Rose uśmiechając się.
-Nieee!!!! Rose!!! To nie może być prawa!!! To tylko cholerny sen, z którego zaraz się wybudzę! – momentalnie oderwałam się od męża i pobiegłam do pokoju, w którym leżała moja kuzynka.
Reszta była tuż za mną. 
Wokół jej łóżka znajdowało się pełno lekarzy.
Po kilku minutach odeszli.
- Przykro mi. – powiedział lekarz. – Nie udało nam się jej uratować.
Wszystkim odebrało mowę, mnie było stać tylko na płacz, a Nathan po tych słowach wybiegł z sali.
- Nathan nie!!!  - krzyknęła za mężem Rose, którą słyszałam już niestety tylko ja… chwilę potem zniknęła.
Nagle obok mnie pojawiła się Kate.
- Radzę ci ratować Nathana, bo ma złe myśli… - powiedziała, a ja zaczęłam go szukać. 


Koniec części 2. 


_______________________________________________

Odpowiadam na jeden z komentarzy ( nie wiem jak do Ciebie mówić, więc niestety muszę tak to napisać ;/ )
Oczywiście, że nie jestem zła :) Masz w 100% rację, tylko, że w tym problem, że nie miałam pomysłu na to, żeby wkleić gdzieś resztę... :C Tylko na tyle było mnie stać.. :/
Cieszę się, że ktoś zwraca mi uwagę. ;D Zawsze się to przydaje do pisania kolejnych rozdziałów. ;]


A co do 48....
Przyznam, że nie wyszedł mi... :/
Starałam się, ale to jednak nie dla mnie... :P
Trochę smutno, ale co zrobić. Miałam takie plany, już od początku zanim pisałam rozdziały o ciąży. 
A to o 'Hymnie do miłości' zaczerpnięte z filmu "Anna German" - nie wiem czy ktoś kojarzy...? :)
Nie miałam co napisać, więc pomyślałam o tym... :) 


Jeszcze raz dziękuje za komentarze!! <3