piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 26


Nathan

Teraz już z górki, po tym jak czekałem na lotnisku za samolotem z kilka dobrych godzin. Dla Rose – warto. I tak nie było źle bo fanki mnie otoczyły, więc godzinę mniej. Z Londynu miałem wylecieć  lada chwila, bo około 5 rano, czyli w Polsce miałem być tak około 7. Dobrze, że mogę liczyć na Bellę.

Słuchawki na uszy i lecimy.



Bella

 - Kurna, się mu zachciało o 8 rano do Polski przyjeżdżać. – mruknęłam pod nosem, jedząc śniadanie.
Ale dobra, już zrobię dla niego wyjątek – dla Rose. Poszłam się ubrać – jeansy, bluzka, koszula i koturny. Była godzina coś po 6.00.
O 6.40 czekałam już na dworcu, za pociągiem, a raczej już wchodziłam do niego. Trochę sobie pojadę, więc wybrałam numer do Sivy.
- Cześć misiek. – powiedziałam do słuchawki.
- Hej. Bella, coś się stało?
- Nie nic, a co?
- Nigdy nie dzwoniłaś tak wcześnie…
- Obudziłam cie?
- Yy… niestety tak…
- Ojej, to przepraszam. – dotknęłam ust palcami.
- Jak tam? Wytłumaczyłeś wszystko Nathanowi?
- Tak.
- Uwierzył?
- Chyba tak. Pojechał teraz do Gloucester.
 -Ahaa. – lekko się zaśmiałam.
- A co u ciebie?
- Dobrze, jadę po koleżankę na zakupy. – znowu się lekko uśmiechnęłam.
- Aha. Tak wcześnie?
- No. Tak mi kazała.
- Yhym.  
-Dobra, to śpij dalej. Dobranoc. – zaśmiałam się. –   Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też. Miłego dnia. Pa skarbie.


Nareszcie. Wysiadłam z pociągu i powędrowałam na lotnisko. Za dużo ludzi się nie kręciło, tak jak na przykład po południu.

- Hej Nathan. – przywitałam się, kiedy zobaczyłam przyjaciela.
-Cześć.
Podeszliśmy do siebie, żeby zrobić przyjacielski uścisk.
- Do kiedy jesteś?
- Nie wiem, zobaczę. Mam góra cztery dni.
- Aha. Rozumiem. To zbierajmy się.
Poszliśmy w stronę dworca – ja drugi raz.



Rose

Dzisiaj wyjątkowy dzień. Wstałam szybko o 7.00. żeby się wyrobić. Szybko zeszłam do kuchni. Nie miałam pomysłu co by tu szybko przygotować, więc uszykowałam tych parę durnych kanapek, do tego sok pomarańczowy i truskafffki. Wszystko położyłam na tackę i ruszyłam z powrotem na piętro.
- Wszystkiego Najlepszego z okazji rocznicy ślubu. – tak dzisiaj była ich rocznica – 18, bo rok wcześniej się żenili niż przyszłam na świat.
Rodzice podnieśli się z łóżka.
- Ojejku.  – zdumiała się mama.
- Dziękujemy. – powiedział tata.
- Nie ma za co. Wasze święto. – dochodziła już 8.00. zaraz mieli szykować się do pracy.
- Dobra, zjemy śniadanie i musimy się szykować.
- Pamiętasz, że masz dzisiaj wcześniej wrócić?
- Tak, tak. Pamiętam. – uśmiechnęła się mama.
- A co jest? – zapytałam zaciekawiona.
- Nie ważne. – prychnął tata.


Rodzice mieli wychodzić już do pracy, aż tu nagle rozległ się dzwonek. Mama poszła otworzyć. Wróciła z najmilszą rzeczą jaką mogłabym sobie wymarzyć.
- Nathan! – krzyknęłam i podleciałam do chłopaka, żeby go przytulić.
- Teraz mi wybaczysz? – szepnął mi do ucha.
- Oczywiście! – dostał ode mnie buziaka w policzek (nie chciałam całować się z nim przy tacie). – Tato, to jest właśnie mój chłopak – Nathan. Nie umie mówić po polsku… - szepnęłam mu. Podali sobie dłonie. Uśmiechnęli się do siebie.
- Szkoda, że się nie dogadamy, ale może kiedyś… – powiedział. Szybko przetłumaczyłam Nathanowi.
- Też tak sądzę. –  odpowiedział chłopak, a ja szybko przetłumaczyłam ojcu. 
- Nie ma co, musimy się zbierać. – przypomniała tacie mama.
- Tak. To miłego dnia, wam młodzi życzę.
- Dziękujemy. Wzajemnie! Pa. – pożegnałam ich.
- Co ty tu robisz Nath? – spytałam go, kiedy nareszcie zostaliśmy sami.
Cały czas spoglądałam na niego i nie odrywałam oczu, on tak samo.
Przysunął się do mnie, złapał za pośladki i podniósł do góry. Zaczęliśmy się całować. Mało brakowało a doszłoby do „tego”. Wtedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi. Szybko zeskoczyłam z objęć Nathana. To była mama.
- Kluczy zapomniałam, bo pomyślałam, że na pewno będziecie chcieli gdzieś wyjść. – powiadomiła nas. Posłałam Nathanowi tylko łobuzerski uśmieszek.
- Nareszcie. – szepnęłam kiedy mama wyszła. – To ja pójdę się przebrać. – uśmiechnęłam się.
- Czemu?
- W piżamie jestem, nie widzisz?
- Nie. – złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Oj… chyba jesteś głodny. – usłyszałam jak mu burczy w brzuchu.
- Może troszkę. – pokazał palcami.
- Chodź do kuchni, zrobię ci coś do jedzenia. – machnęłam ręką w stronę kuchni. - Co chcesz? Płatki, kanapki? Może coś innego?
 - Ciebie. – uśmiechnął się.
- Do jedzenia… A tak przy okazji… nie gniewasz się już na mnie?
- Oczywiście, że nie! – złapał mnie za biodra i podniósł do góry.
- Dobra, ale teraz nie wygłupiaj się, bo musze ci coś zrobić do jedzenia. Będziesz tak łaskawy i zastawisz mnie na ziemie?
- No dobra.
- Dziękuje. – pocałowałam go.
- Mam ochotę na kanapki… chyba.
- Dobra, zaraz ci coś zrobię.
- Mogę wziąć prysznic? Bo całą noc spędziłem na lotnisku.
- Jasne. Właśnie, jak tu sam dotarłeś? A w ogóle za niecały tydzień macie koncerty prawda?
- Nie ważne skąd to się wziąłem. Mam góra trzy dni.
- Ty niegrzeczny…
- Może niegrzeczny, ale kochany… co?
- No tak, kochany to ty jesteś. Proszę. – podsunęłam mu kanapki pod nos.
- Dziękuje kochanie. – chłopak zaczął zajadać się kanapkami.  – Fajny ten twój tata.
- Dziękuje. Ja nie mogę doczekać się, kiedy poznam twoją rodzinę. – uśmiechnęłam się.
- Jeszcze rok…
- Niestety… Aha… byłabym zapomniała…  Musisz mi w czymś pomóc…
- Dajesz.
- Anka, zakochała się w takim koledze… Robercie…
- I co w  tym związku?
- Chodzi o Jay’a. Ona bardzo go lubi… nie chce, żeby się na nią wkurzył czy coś.
- No dobra, zobaczę co da się zrobić…
- Dziękuje. – pocałowałam go w czoło.
- Byłbym zapomniał… dzisiaj prowadzisz mnie do tego całego Alka.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie chce go widzieć?
- Ale ja musze z nim pilnie porozmawiać.
- Ale nie rozumiesz, że nie chce go widzieć!?
 -To nie będziesz na niego patrzeć.
- Idź już, wiesz!
- Dobra, spokojnie. Kocham cie.
-Ja ciebie też.
- To ja może pójdę wziąć ten prysznic.
- Okej.
Nathan wziął prysznic orzeźwiający, a ja poszłam- nareszcie- się ubrać. Na dworze był upał. Założyłam więc krótką spódniczkę, bokserkę i sandały. Ogarnęłam trochę pokój ( żeby nie było wstydu). Po 10 minutach chłopak wyszedł z łazienki.
- O wyglądasz zdumiewająco olśniewająco. – uśmiechnął się Nath.
- A tobie coś się stało? – zaśmiałam się.
- Nie nic. Mam coś zaśpiewać?
- Niby co?
Usłyszałam kawałek piosenki Personal Solidier.
Prawie że podbiegłam do niego i zaczęliśmy się całować. Znowu uniósł mnie do góry. Nath szedł „na ślepo” do mojego pokoju. Położył mnie na łóżku. Teraz nie marzyłam o niczym innym tylko  o nim. Oj, pragnęłam go bardzo mocno. Powoli, ale to powoli zaczął ściągać moją bluzkę. Ja zrobiłam tak samo. Z sekundy na sekundę mieliśmy na sobie coraz mniej ubrań, a ile też miałam. Byłam już gotowa wybaczyć mu na dobre.

Alek


Postanowiłem, ze wybiorę się do Anki, może ona mi pomoże w odzyskaniu Rose. Kurna, co ja narobiłem. To wszystko przeze mnie, ale nie, Robert mnie ostrzegał. Jaki ze mnie debil. Ja pier*ole. Jedyna nadzieja w Ance. Mogłem se jakąś inną laskę do łóżka znaleźć. Zachciało mi się „mojego kochanie”, którego i tak już nigdy nie będę miał przez tego dupka. Skradł mi ją i już za późno.
Zadzwoniłem dzwonkiem. Czekałem tylko kilka sekund.
- A ty czego tu? – odezwała się.
Następna mnie nienawidzi.
- Chce z tobą pogadać. Błagam.  – złożyłem ręce.
- No dobra, właź.
Zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu zastałem tam Roberta, mojego najlepszego kumpla.
-Siema. – Robert wstał, żeby się ze mną przywitać.
- Siema. Co tu robisz?
- Nie mogę, a ty, niby to co?  
- Przyszedłem pogadać.
- Ooo… teraz żałujesz? A jak ci mówiłem, to co, do słupa?
- No dobra, sory stary.   
- Ty mnie nie przepraszaj tylko Rose.
- Byłem u niej.
- Czyś ty zgłupiał! Człowieku, ale teraz to narobiłeś. – wkurzyła się na mnie Anka.
- Niby co?
- Gówno! – warknął Robert.
- Dobra, dobra. – „uspokoiła” nas Anka. – To co ode mnie chcesz?
- Chce, żebyś powiedziała Rose, że już więcej jej nie skrzywdzę i czy możemy zostać na nowo przyjaciółmi… bardzo mi na niej zależy…
- Trzeba było wcześniej pomyśleć! – wnerwił się kumpel. – Jesteś głupi i tyle!
- Tak wiem. – przytaknąłem. To akurat była prawda.
- No dobra… - widocznie Anka się zlitowała. – Widzę, że ci zależy…
- Tak. Dziękuje. – podszedłem do niej i uściskałem ją.
- Wyluzuj. Zrobię tylko co się da, bo nie wiem, czy da się namówić. Rose tak łatwo się nie daje.
- No wiem… ale i tak ci dziękuje, że zdecydowałaś się. 
- Drobiazg.
- To ja już będę leciał.
- Nie zostajesz?
- Nie chce wam przeszkadzać… - uśmiechnąłem się do Roberta. On mrugnął okiem.
- No dobra, jak chcesz. – powiedziała.
- To lecę. Nara.
- Pa.
Do domu został mi niecały kilometr (taka była odległość ode mnie do Anki). Przemyślałem na nowo parę spraw. Ciekawe jakby sprawa się potoczyła, gdybym pojechał z nią na ten koncert albo gdybym z nią był.


***

Leżałam obok Nathana w samej bieliźnie. Było mi tak dobrze, ja nigdy. Nie mogłam sobie zdać z tego sprawy, że straciłam dziewictwo z takim tam Nathanem Jamesem Sykes'em.
Głaskał moje włosy, jakbym była jego małą córeczką. Jestem chyba najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem.
Uśmiechnął się do mnie. Taki wyraz twarzy widziałam u niego po raz pierwszy, jakby chciał ofiarować mi całe życie. Na ułamek sekundy spojrzałam się w stronę zegara. Rzuciła mi się w oczy godzina – 14.00. O jasny gwint. Niedługo mieli przyjechać rodzice, a ja kompletnie zapomniałam.
- Ups… wstajemy. To znaczy ja musze. Możesz  odpoczywać. – uśmiechnęłam się, dałam mu buziaka w czoło i zeszłam z tapczanu.
- Czemu?
- Rodzice.
- O cholera. Zapomniałem.
- Ja właśnie też.
Założyłam to co miałam na sobie wcześniej. Nate wyciągnął ze swojej torby nowe ciuchy. Ubrani zeszliśmy na dół, do salonu.
Kilkanaście minut później rodzice przyjechali z pracy.
- Cześć kochani! – powiedziała mama.
 -Cześć . A wy już?
- Jak widać. Szef nas zwolnił godzinę wcześniej.
O kurka. Ale byłaby wpadka, jakby nie spojrzała się na zegarek.
- A, to fajnie. – odpowiedziałam, po przemyśleniu spraw.
- No, a wy co robiliście, ciekawego?
- Telewizor.
- Nie macie lepszych zajęć? Tylko aby te oczy psujecie sobie.
- Właśnie mieliśmy zamiar wyjść na mały spacer.
- Aha. To zaczekajcie jeszcze chwile, tak z pół godzinki.
- Jasne.
Mama poszła na górę razem z tatą.
Po kilkunastu minutach zeszli w eleganckich strojach. Mama miała piękną sukienkę, a tata garnitur.
- Oo… jak ładnie, do restauracji się wybieracie?
- Tak. – powiedział tata.
- Wrócimy jutro, bo będziemy nocować w hotelu.
- A… no to miłej kolacji! Do zobaczenia. – pożegnałam się.
- Dobranoc. – zaśmiali się obydwoje.
- To co idziemy się gdzieś przejść? – zaproponowałam Nathanowi.
- Czemu nie.
Zdecydowałam, że pójdziemy w stronę boiska. Tam chyba jeszcze go nie prowadziłam.
- Idziemy do Alka. – powiedział.
- Po co?
- No musze z nim porozmawiać…
- Lepiej nie.
- Rose proszę, nic mu nie zrobię.
- Nie wierzę. – uśmiechnęłam się.
- To pójdźmy tam i się przekonasz.
- No dobra, niech ci będzie, ale coś mu zrobisz…
- Spokojnie. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

Staliśmy już pod drzwiami domu Alka. Minęło kilka minut. Już mieliśmy się wycofać, aż tu nagle, zza drzwi wychylił się chłopak.
- Cześć. – odezwał się i padł na kolana.
O co mu chodzi? , pomyślałam.
- Śmiało uderz mnie. – powiedział do Nathana.
Nate szykował już rękę, gdy właśnie zrobiło mi się… żal. Tak właśnie żal. Może to był debil, ale strasznie mi się zrobiło go żal.
- Czekaj. – położyłam rękę na uszykowanej „procy”. – Czemu chcesz, żeby Nath cie uderzył?
- Bo na to zasłużyłem.
- Ma racje. – wtrącił się Nathan.
- Dalej wal.
Nath tak bardzo nie mógł się powstrzymać, że w końcu uderzył chłopaka.
- Na reszcie. – powiedział, a z nosa wypłynęła mu krew.
- O Boże, ty krwawisz! – przestraszyłam się. Widząc krew od razu robiło mi się niedobrze.
- Oj chłopie, trzymaj ją. – powiedział Alek do mojego ukochanego. Więcej już nic nie słyszałam.
Obudziłam się, prawdopodobnie na kanapie w salonie Alka. Tak, to u niego. Dobrze znałam to miejsce.
- Aż tak cie bierze na widok krwi? – zapytał Nathan.
- Yy… chyba tak. – lekko się uśmiechnęłam.
- Jak się czujesz? – spytałam Alka.
- Nie bój się, krew mi już chyba nie leci. – mrugnął okiem.
- Zaraz może lecieć jeszcze mocniej. – zacisnął zęby Nate.
- Chcesz, żebym znowu zemdlała?
- Nie koniecznie.
Alek podszedł do Nathana i wyciągnął dłoń w jego kierunku.
- Przepraszam was za wszystko, za te kłopoty, za to, że kocham Rose…
- Oszczędź mi szczegółów. – poprosił Nath.
- Alek, ja naprawdę cie lubiłam. Ale teraz jakoś nie umiem ci zaufać.
- Wiem, zawiodłem cie. Przepraszam naprawdę.     
- No nie wiem…
 - Pamiętaj… jeżeli jeszcze raz dotkniesz jej jeśli nie będzie chciała, albo w dość nietypowy sposób… naprawdę już po tobie. – zagroził mu Nath.
- Spoko.- odpowiedział Nathanowi. -  Zaczekam aż się namyślisz. – spojrzał się na mnie. 
– Chyba czuje się już lepiej. Chodźmy stąd. – powiedziałam do Nathana.
- Z miłą chęcią.
Szłam przodem. Ja wyszłam już na zewnątrz domu, a Nathana nadal nie było widać.
- Ja pierdziele, nie wytrzymałby jakby go nie uderzył… - z tego, że nie byłam odporna na widok krwi nie chciałam tam wchodzić.
Zobaczyłam Nathana wychodzącego z Alka domu. Poprawiał swój full cap.
- Nie dotrzymałeś słowa. – powiedziałam do niego.
 -To było ostatni raz…
- Jesteś pewny?
- Dla ciebie zrobię wszystko.
Poszliśmy w stronę mojego domu. Ciągle zadręczały mnie myśli, że z Alkiem jest nie dobrze. Wybrałam do niego numer.
- Cześć.  – mówiłam po polsku, żeby Nath nie zrozumiał. – Wszystko z tobą okej?
- Łeb mnie boli, ale poza tym wporzo. Od kiedy tak się mną interesujesz?   
- Chciałam sprawdzić czy żyjesz.
- A co on niby mógł mi takiego zrobić…
- To miłego dna życzę.
- Nawzajem. Pa kochanie.
Rozłączyłam się. Jego charakter nadal się nie zmienił, przynajmniej odkąd byłam z Nathanem. Normalnie zmienił się nie do poznania.  
- Do kogo dzwoniłaś.
- Do mamy, czy na pewno przyjadą dopiero jutro. – uśmiechnęłam się.
- Aha. I co powiedziała?
- Że jutro.

_____________________________________________
I jest romansidło :D
Dlatego, że nie umiem opisywać takich scen, nie opisałam tak szczegółowo. :p
Na pewno pomogłaby mi w tym jedna koleżanka z ławki, która po części tu występuje ;p  - edussss - wiesz o kogo chyba chodzi nie...  xD
Jeszcze kilka rozdziałów i zdecydowałam, że będzie KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ :D 
A więc tak... co o tym sądzicie? :D
Dedyk dla:
edussss
Daria Miczke
LiNkA
Miu Bry 
i♥ nathan
Nadia Kowalska

 Ślicznie Wam dziękuje :********

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 25


Ciąg dalszy

- Ja pierdziele. – obudziłem się na kanapie w salonie i zobaczyłem jednym słowem rozgardiasz.  – Haha. Normalka. – mruknąłem do siebie pod nosem. – Wstawać śpiochy! – krzyknąłem do towarzystwa.
- Co? – wykukał zaspany Tom.
- No wstawać! O cholera! Zapomniałem o Nathanie! – zerwałem się z kanapy i pobiegłem do schowka. Młody, może i słodziutko sobie spał, ale czekała go nieprzyjemna rozmówka.
- Te wstawaj, debilu! Mamy do pogadania.
- Ey! Cicho, ja tu śpię i może nie krzycz, bo mnie łeb napierdziela.
-  Nie ma, skończyło się. Chce ci coś powiedzieć!
- Co? Oby coś ważnego… i możesz tak nie krzyczeć.
- Ty się ciesz, że masz dziewczynę tylko dla siebie!
- Ta jasne… chyba już mnie nie chce…
- Pewnie słyszałeś, że Alek chciał ją wykorzystać… a ona przywaliła mu butem, to dlaczego zerwałeś z nią?
- Że co? 
- Yy… uciekła mu…
- Co?
- Co taki zdziwiony?
- Ja Pier*ole! Ja jej nie wierzyłem!
- Ja pierdziele… Czyli to przez ciebie tak się załamała…
- Muszę do niej zadzwonić, przeprosić, chciałbym pojechać do niej już, teraz, zaraz…
- Nie możesz…  musisz poczekać jeszcze z dobry miesiąc, aż będzie przerwa po koncertach…
- Jest jeszcze tydzień przerwy. – powiedział Nathan.
-No może i tak, ale nie opłaca się lecieć.
Nathan chodził po pokoju z głową spuszczoną na dół.
- Jest coś, przez co boję się, że nie przyjmie moich przeprosin…
- No co ty… - wzruszył ramionami Jay.
- Nie, na serio… Z tego co pamiętam kręciła się koło mnie jakaś laska…
- No. Sam widziałem. – pokręcił głową Tom.
- Chyba się z nią całowałem, nie pamiętam, czy było coś więcej czy nie… Jasna cholera, co ja narobiłem!
- Chyba nie było nic więcej, bo od razu jak do was podeszliśmy zanieśliśmy cie do schowka.
- Chłopie, masz przerąbane. – zaśmiał się Jay, ale bez przesady.
- Wiem, kurna, może lepiej żeby się nie dowiedziała…
- Zachowajmy to w tajemnicy. – dodał Max.
- To dobry pomysł. – powiedział Nathan, trochę przestraszony.  


Rose

Nie mogę nadal tego przeżyć. Ani Bella się nie odezwała. Straciłam właśnie to, co kochałam najbardziej. Całe moje życie zmieniło sens. Bez Nathana… po prostu nie umiem, no. Ja pierdziele… czemu zawsze mi się to przytrafia? Inni żyją długo i szczęśliwie, aby ja… aby mnie Bóg karze.
Przez cały dzień siedziałam w moim pokoju, sam na sam. Nic nie jadałam nawet,  zresztą nie byłam w stanie nic przełknąć.
Ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju. Z początku myślałam, że Bella albo Laura. Grubo się myliłam. Faktycznie, słyszałam dzwonek, ale nie wiedziałam, że to on…
- Cześć. – powiedział Alek.
- Wynoś się stąd gnoju rąbany! Nie chce cie więcej widzieć! Życie mi spieprzyłeś. Całe!
- Rose, ja naprawdę nie wiedziałem co ja robię… - podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona, tak, że niby miałam go wysłuchać do końca…
- Spierdzielaj! Puść mnie!
- Błagam, wysłuchaj mnie kochanie… - prosił chłopak.
- Jakie „kochanie”?! Co za debil.
- Proszę cie. Usiądź.
- To ja tu chyba żądzę!
- Dobra, ale chce ci tylko wszystko wyjaśnić, jak to zrobię to już mnie nie zobaczysz.
- Dobra, trzymam cie za słowo, śmieciu. – może przesadzałam, mówiąc tak do najlepszego przyjaciela, ale nie mogłam z nim dłużej wytrzymać. Tyle  kłopotów mam  przez niego.
- Rozumiem, jak bardzo mnie nienawidzisz, ale czemu aż tak? Przecież podobno uciekłaś, z tego co opowiadał mi Robert…
- No bo uciekłam!
- Zrozum to było niechcący!
- A jakbyś mi dziecko zrobił, to by było chcący? – powiedziałam.  –Boże, nie wyobrażam sobie mieć z nim dziecka… - pomyślałam na głos.
 - Przepraszam, wybaczysz mi?
- CO!
- Proszę!
- Jak naprawisz mój związek, to proszę bardzo…
- Ale co?
- Przez ciebie debilu Nathan ze mną zerwał!
- Naprawdę?
- Nie, rzucił mnie dla Madonny …
- No dobra… ale po co? On z tobą zerwał, to znaczy, że nie było mu z tobą dobrze…
-Yhym…  na pewno… nadal go kocham i nie mogę przestać o nim myśleć.
- Wybaczysz mi kiedyś? Never say never…
- Oczywiście, że nigdy! A teraz żegnam!
- Pamiętaj, jak będziesz czegoś potrzebować, dzwoń. Jestem do twoich usług.
- Na pewno nie. Nara.- wypchnęłam go za drzwi i zaczęłam znowu płakać, a wtedy usłyszałam dzwonek w telefonie. To Nathan.
- Tak słucham? – nie miałam sił już mówić.
- Rose? Przepraszam cie kochanie…
- Kochasz mnie?
- Tak! Przepraszam, że wtedy się rozłączyłem. Siva mi wszystko wytłumaczył. Mam nadzieje, że ma guza?
-Nie wiem ,ale dostał z koturna. – nareszcie uśmiechnęłam się, zaśmiałam.
-To dobrze, bo jak zobaczę go przy najbliższej okazji  straci życie.
- Dobrze, dobrze już nie przesadzaj.
- Nie przesadzam.
- Czemu mi nie uwierzyłeś, tylko dopiero Sivie? Nie ufasz mi prawda?
- Nie. Rose kochanie, ufam ci. Po prostu jak już usłyszałem, że Alek… pomyślałem ,że wolisz jego…
- Nathan! Alek się już dla mnie nie liczy! Jesteś tylko ty! Rozumiesz?
- Tak.
- Kocham cie, Nathan!
- Ja ciebie bardziej, tylko powiedz, że wybaczasz mi…
- Wybaczam ci kochanie.
- Kocham cie. Chce być z tobą szczery.
- Wczoraj była ta impreza…
- Tak?
- Tańczyłem z jedną laską, lekko ją pocałowałem… - powiedział przerażonym głosem.
- Co?! – serce o mało nie stanęło mi w miejscu.
- To był tylko całus, byłem wkurzony, dziewczyna to wykorzystała…
- I co ja mam niby teraz zrobić? – łzy już raz któryś napłynęły mi do oczu.
- Rose. Ja naprawdę nie wiedziałem co robię. Przepraszam cie. Obiecuje ci, nic więc  nie było.
- Nathan, ja cie kocham. Nie wyobrażam sobie żyć bez ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wiem, czy ty czujesz do mnie to samo.
- Oczywiście, że tak! Nie umiem tego opisać nawet. Kocham cie, słyszysz! Kocham cie z całych sił.
- Kocham cie. Teraz wybacz, ale musze to wszystko przemyśleć.
 Tak bardzo go kocham.
Nie mogłam po prostu dłużej z nim rozmawiać. Musiałam się rozłączyć. Szybko potem wyłączyłam telefon, żeby mieć spokój.

Nathan
Kurna. Zdecydowałem się jednak powiedzieć prawdę. A miałem nic nie mówić. Znowu wszystko spieprzyłem.
- Boże, dopomóż mi! – krzyknąłem na głos. – Muszę coś wymyślić.
- Czego się tak drzesz?! – krzyknął Tom zza drzwi mojego pokoju.
- Spadaj!
Wziąłem do ręki niewielką torbę. Zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy -  parę ciuchów  i takie tam drobiazgi. I szybciej się sprężę tym szybciej dam dotrę. Nie czułem nawet, że mam kaca. Miałem teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Z pokoju wybiegłem ja poparzony.
- A ty gdzie? – zapytał Siva.
- Do Gloucester.
- Po co?
- Nie mogę odwiedzić rodzinki kochanej?
 -No możesz…
- Nie wiem kiedy wrócę.
- Spoko.
- Nara.
- Cześć.
Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Po drodze wybrałem numer do Belli.
- Cześć tu Nathan.
- Chłopie, musisz uwierzyć w to, że Rose z nim nie spała…
- To już wiem. Teraz musze poprosić cie o coś innego. Taka mała przysługa.
- No.
- Jadę do Polski. Nie wiem czy dotrę sam…
- Oczywiście, będę czekać na lotnisku. O której?
- Zadzwonię ci, jak wylecę z Anglii.
- Dobra. To pa.
- Cześć.
Jedno już załatwione. Właściwie to drugie też. Byłem już na terenie lotniska. Teraz tylko dopchać się po bilet.

Rose


Coś mnie natchnęło, żeby wejść na FB. Tak zrobiłam. Wtedy zobaczyłam te wpisy:
(tytuł)
„„Ostatnia” imprezka u The Wanted”
Chłopacy musieli świetnie się bawić.
 „Czy to dziewczyna Nathana?”
Na zdjęciu były głównie dwie postacie: Nathan z ładną laską. Rzeczywiście, ledwo co musnął jej usta. Obejmował ją delikatnie w pasie, może nie tak jak mnie, ale obejmował. Może wkurzyłam się, ale chciałam mu przebaczyć. Za mocno darzyłam go uczuciem.
Musze wyjść na świeże powietrze. To mi dobrze zrobi. Ochłonę trochę przynajmniej i przemyślę kilka spraw.
Poszłam do mojego ulubionego miejsca – parku. Tam się dobrze czuje.
-Hej. A ty gdzie? – zobaczyłam Bellę.
- Hej. Do ciebie właśnie szłam. – uśmiechnęła się.
- Ja właśnie chciałam na trochę wybyć do parku.
- Mogę z tobą?
- Skoro już tu jesteś…
- Dzięki.
Ruszyłyśmy w stronę parku. Tylko chwila drogi.
- Wiesz co? Dzisiaj dzwonił do mnie Nathan.
- I jak?
 - Powiedział, że już wszystko wie, tylko że całował się z jedną laską…
- Oj.   
- No właśnie… Co mam teraz zrobić?
- Ja by mu wybaczyła… Powiedział ci prawdę, mało który by tak postąpił.
- Chyba masz rację. Wybaczam mu! Dzwonię do niego.
- Nie!
- Czemu?
- To znaczy – nie. Zaczekaj jeden dzień chociaż. Niech się trochę pomęczy.
- Ehh… no dobra.
Może nawet miała rację. Warto było go trochę postraszyć, skoro tak mu na nie zależy.
- Tak słucham. – Bella odebrała swoją komórkę. – Tak wcześnie?! -  … - Dobra, niech ci będzie. - …  - To do jutra.
- Kto to był? – spytałam zaciekawiona.
- Koleżanka.
- Co „tak wcześnie”?
- Chce ze mną na zakupy pojechać.
- Aha…  - chciałam już poruszyć temat, w którym zabrałaby mnie ze sobą. 
- Nie, nie możesz. Musze jej doradzić w sprawie faceta.
- Łe no. Szkoda. – dlaczego ja zawsze jestem taka przewidywalna.

 _________________________________________________

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Miu Bry -to dla Niej wstałam o piątej i dodałam ten rozdział ;p i prosze Cie nie uduszaj, potem nie rozszarpuj, nie zakop, nie odkop,nie zaszywuj i znow nie rozszarpaj...<pliss> xD
Dedyk także dla:
edussss
 Sykesówna ♥
i♥ nathan
 Daria Miczke
Nadia Kowalska
LiNkA oj, nie wiesz jak ja cie lofciam... :D
Indica  jakby sie zgodził do może dać parę lekcji Wiktorii ;]
Natalia Gos
 Dziękuje Wam, że ciągle komentujecie :****

Fakty

OMG!!!!!
Tu, właśnie tu jest ponad 2000 wejść!!!!!
No ja nie mogę w to uwierzyć!!!!!
Szkoda, że jest tak wcześnie, bo nie mogę sie wydrzeć ;p
Więc tak: 

Polska
1912
Stany Zjednoczone
55
Rosja
49
Francja
21
Niemcy
9
Wielka Brytania
4
Łotwa
3
Malezja
1
Holandia
1



Strasznie podniecam się tą Malezją xD


Dziękuje też za 14 OBSERWATORÓW!!!!!!!!!!!!!!!




Zszokowało mnie też to, że pod ostatnim rozdziałem było, aż 9 KOMENTARZY!!!!!!!!!

JA WAS NORMALNIE KIEDYŚ UDUSZE, ALE Z RADOŚCI!!!!!!!!!  :D

Teraz jestem w małym znaku zapytania... Nie każecie mi dokończyć.... to może
umówmy się, że to będzie koniec CZĘŚCI PIERWSZEJ???? Co Wy na to? :D





















































środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 24


- Jak się czujesz? – spytała Anka.
- Dziwnie. Myślałam, że mogę mu ufać…
- Ty się tym palantem nie przejmuj.  Masz już kogoś  o wiele lepszego, niż tego popiepszańca.
- Boję się powiedzieć o tym Nathanowi… jak pomyśli, że sama się do niego kleiłam…
- Nie pomyśli tak! Przecież wie jaka jesteś.
Po pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Przyniosłam wam coś do jedzenia. – mama położyła tacę z płatkami  śniadaniowymi na stoliku. – Coś się stało?
- Nie nic, trochę zmęczona jestem po imprezie.
- Przecież nie wróciłyście, aż tak późno… - zdziwiła się mama.
- Ale ciągle tańczyłam.
- Ah. To smacznego.
- Dziękujemy.
Mama opuściła pokój.
- Nie zamierzasz jej powiedzieć?
- Jak? Nie mam pojęcia od czego zacząć. Nawet nie tyle, że nie wiem od czego zacząć, tylko co mam jej powiedzieć? Że Alek chciał się ze mną bzykać?
- No racja. Ja też bym nie wiedziała co powiedzieć, ale on ciebie napastował!
- Proszę cie, nie gadajmy już o tym. I nikomu ani słowa.
- Okej. Ale nawet Nathanowi nie zamierzasz powiedzieć?
- Nie wiem, boję się. Kiedyś spróbuję…
- Może ja mu to powiem.
- NIE! Nie. Nie mów, błagam.
- Dobrze, już dobrze. – Anka sięgnęła po komórkę.
-Kto to? – spytałam.
- Robert. Pyta, czy wszystko u ciebie okej.…
- No… dobrze.
- A tak teraz mi się coś przypomniało…
- No.
- Bo ja ci muszę powiedzieć... zakochałam się... i nie wiem co mam zrobić.
- Robert?
- Tak.
- Kochasz Jay’a?
- Chyba bardziej zauroczyłam się w Robercie… ale co mam powiedzieć Jay’owi? Bardzo go lubię i nie chciałabym go zranić…
- Mogę wziąć to na swoją odpowiedzialność. – pocieszyłam ją przygryzając kanapkę.
- No dobra, ale on może nie będzie chciał mnie już widzieć… chciałabym zostać jego kumpelą przynajmniej…
- Załatwię to razem z Nathanem. Powiem mu co jest grane, a on mi w tym pomoże. Też nie będzie chciał, żeby Jay źle sobie pomyślał albo coś.
- Dziękuje ci. – uściskała mnie. – Naprawdę, podoba mi się Jay, ale nie czuje do niego tego, co do Roberta.
- Też tak miałam. Podobał mi się… - i tu nie chciałam wymieniać imienia kogo. - ale to właśnie w Nathanie zakochałam się… że aż na nabój.
Przyszedł do Anki sms.
- Al.… ek, Robert mu już nakopał.
- I tak to gnojowi nie wystarczy! – wkurzyłam się. - Wiesz co masz robić, jeżeli będzie chciał, żebym mu przebaczyła…?
- Oczywiście. Może pójdziemy się przewietrzyć? To dobrze ci zrobi…
- Dobry pomysł nawet.
I poszłyśmy w stronę parku.
Przysiadłyśmy na ławeczce i na dobry humor kupiłyśmy sobie lody czekoladowe – świderki. Rety, jak ja je kocham.
-Wiesz co? Powinnyśmy chodzić na ten kurs taekwondo. – przyznała Anka. – Nawet na imprezie się przyda. Chociaż ty i tak sobie nieźle radzisz. 
- Chyba masz rację, najpierw Laura, później ja… - potwierdziłam. – Jak ma się buty to się wszystko może.- lekko się zaśmiałam. - Może zadzwonię do Belli, żeby przyszła do nas?
-Okej. – mrugnęła okiem Anka.
Po 15 minutach Bella siedziała już z nami na ławce (od jej domu było bliżej do parku).
- Jak tam po imprezie dziewczynki?
- Do dupy, tyle powiem.
-Gdyby nie zachowanie Alka, byłoby super. – dodała Anka.
- Coś skombinował?
-Tak! Ubzdurał sobie, że musi się ze mną przespać chyba.
-Co?!
-No to! Musiałam przywalić mu koturnem w łeb, żeby uciec!
-Ja  cie, jaki cwel!
-No! – krzyknęła Anka.
- Przejdźmy się gdzieś, bo znowu przypomniała mi się ta sprawa. Weźcie mi coś śmiesznego powiedźcie.    
„Błądziłyśmy” tak po miejscowości ładnych parę godzin, aż doszło do godziny 18.00. Dostałam połączenie od Nathana, natychmiast odebrałam.
-Hej kochanie! – ucieszyłam się.
- Hej! Jak po imprezie? Musiałaś być nieźle zmęczona, że tylko napisałaś, chociaż wcześnie przyszłaś. – zaśmiał się.
- No wiesz, zdarza się.
- Właśnie Tom też dzisiaj organizuje jakąś małą imprezkę.
- To fajnie! Masz okazje się wyszaleć.
- E tam… bez ciebie.
- Mi też było smutno samej. Ale muszę ci coś powiedzieć, chociaż nie wiem jak to zrobię, bo trudno mi o tym mówić, ale chcę, żebyś wiedział. – zebrałam się na odwagę.
- Czy chodzi o Alka?
- Niestety tak…
- Jak mogłaś mi to zrobić! Ufałem ci!
- Nathan, daj mi skończyć! To nie tak jak myślisz! Nic między nami nie zaszło!
- Kocham cie, ale to nie ma sensu, myślałem, że ty też mnie kochasz…
- Kocham cie! – nie zdążyłam powiedzieć, bo chłopak już się rozłączył.
- Nie! – krzyknęłam na całe gardło i ległam na ziemie, ze łzami w oczach. (Iris) nie miałam już sił, nie umiałam walczyć, właśnie przez tego debila (Alka) straciłam moja miłość. Te wakacje to jakiś koszmar. Było tak pięknie! Jednym słowem miałam WSZYSTKO czego tylko pragnęłam – Nathana. To on był całym moim życiem.
 Pierwsze co przyszło mi na myśl to ŚMIERĆ.
Nie, nie chce tego robić, co zrobiłaby moja mama, tata. Zawsze można pójść do zakonu. Nie chce już cierpieć. Albo Nathan albo nikt. To koniec mojego pięknego życia. Byłam naiwna i głupia, że marzenia się spełniają. Urodziny jak z bajki, więc co mogłam pomyśleć.
-Przecież wiem, że na końcu tęczy nie ma garnków złota, że wróżki, jednorożce, czary, magiczne postacie i te inne abstrakcje nie istnieją, wiem, że nigdy  nie będę księżniczką, a tym bardziej czarodziejką nie wierzę też w to, że wrócisz i będzie tak jak kiedyś.
Leżałam tak, płacząc, zwijając się z krzywdy, którą właśnie mi zadano.
- Rose! Nathan tylko źle cię zrozumiał! Zadzwoń do niego, wszystko mu powiesz!
- Ale on nie uwierzy! Chce iść już do domu! Albo nie, najlepiej pójdę pod most!
- Rose! Zamknij się do cholery! – krzyknęła na mnie Bella.
- Idziemy! – zarządziła Anka.
- Daj mi jej komórkę. – wkurzyła się Bella.
Wybrała jego numer. Tak jak myślałam. Nie odbierał.
Wciąż miałam oczy zapłakane. Wyglądałam jak strach na wróble. Cała zapłakana, rozmazana, czerwona.
- Dzwonię do Sivy. – powiedziała Bella.
Jak powiedziała tak zrobiła. Odebrał za pierwszym sygnałem. Powiedział, że niestety nie ma Nathana w pobliżu, ale i tak opowiedziała mu całą historię.
- Jak tylko go znajdzie, wszystko mu wytłumaczy. – utuliła mnie kuzynka.
- Dziękuje ci. Mam nadzieje, że przekona go.
-Obiecuje ci to.
Dziewczyny odprowadziły mnie do domu. Nie miałam w ogóle siły wejść po schodach. Mama szybko zainterweniowała.
- Boże, co się stało? Dziecko, jak ty wyglądasz?- podbiegła do mnie.
- To wszystko przez Alka! – krzyknęłam i chciałam iść dalej.
- Jak to?
- Ciocia, nie denerwuj jej. Jak tylko zejdę na dół opowiem ci wszystko.
- Dobrze. Ja zrobię jej melisy.
- Nie jestem psychiczna!
Jakoś doszłam do pokoju. To było dla mnie trudne, właśnie tu, kiedy spojrzałam na keyboard przypomniało mi się wszystko. Jak graliśmy z Nathanem, jak całowaliśmy się, jak patrzyłam w jego piękne oczy, jak patrzyłam na jego śliczny uśmiech.
Szybko położyłam się na łóżku. Mama przyniosła mi jednak tej herbaty. Byłam na nią wkurzona, ale i też wdzięczna.
Nareszcie, zostawiły mnie. Napiłam się jednym łykiem i położyłam się, nie myśląc już o niczym.
Herbata pomogła mi natychmiast.


Londyn – z punktu widzenia Sivy

- Cholera. Widziałeś Nathana? – zdenerwowałem się.
- Nie, a czemu? – zdziwił się Max.
- Nie wysłuchał Rose do końca i teraz może za to ponieść spore konsekwencje.
- A co się stało?
- Lepiej nie pytaj… - machnąłem ręką. – Ey! Tom!
- Co?
- Widziałeś młodego?
- No, gdzieś mi się w oczy rzucił, przy jakiejś pannie…
- Że co?!
- No przy kobiecie…
- Nie no. Ma przerąbane!
- Czemu?
- Przecież Rose…! Nie mogłeś mu przypomnieć?!
- A co ja, matka jego. A z resztą chyba ją kocha nie?
- No właśnie nie wiadomo, bo Rose chciała mu przekazać pewną wiadomość… On jej nie uwierzył i… są tego, takie skutki…
- Jaką?
- Rose była na imprezie nie…
- I co?
- Ten tg’s? –  Tom uniósł brwi lekko ku górze.
- Nie! To znaczy, prawie, ale walnęła tego całego Alka butem i uciekła…
-Noo… dobierał się do niej najlepszy przyjaciel?
- No. Więc Nathan powinien ją jakoś wesprzeć, a nie uganiać się z laskami…
- Już po niego idę! – zadeklarował wkurzony Max.
- Pomóżcie mi, jakoś mu to wytłumaczyć!
- Spoko.
Poszliśmy szukać Nathana.
Tom zauważył go, tańczącego namiętnie z młodą dziewczyną.
- Co ty „stary” wyprawiasz?!
- Tańczę. – po zachowaniu Nathana można było wywnioskować, że myślami to jest już gdzie indziej. Był tak nachlany, że masakra.
- Idioto! Dziewczyna cie potrzebuje! – wydarł się Max.
- Jaka?
- Jeszcze głupka rżnie!
- Niby?
- Rose! debilu.
- Ona mnie już nie kocha…
- Skąd to niby wiesz?
- Bo mnie zdradziła…
- Taa jasne, z łóżkiem…
- Nie, ze swoim kochasiem!
- A wysłuchałeś jej do końca chociaż!
- Nie wiem, jak wy, ale ja wsadziłbym go gdzieś, dopóki nie wytrzeźwieje… - zaproponował Jay.
- Dobry pomysł. – przyznaliśmy.
Wzięliśmy go za szmaty. Ludzie nieźle się na nas gapili.
Max szybko otworzył drzwi od kantorka, a my wrzuciliśmy młodego do środka. Był tak pijany, że od razu poszedł spać.
Bawiliśmy się dalej, chociaż bałem się długo zwlekać, chciałem jak najszybciej opowiedzieć mu o tym, ale niestety parę godzin musiałem zaczekać, wiadomo z jakich przyczyn.

__________________________________________

Wiem, chyba za bardzo przesadziłam, ale chciałam, żeby coś się działo...
Czy Nathan uwierzy Rose...?
Czy Rose jednak popełni samobójstwo...?
 Oto jest pytanie... :)
 Powoli i uparcie zbliżamy się do końca tej fikcyjnej opowieści. I już wiedzę Wasze miny radości. xD
I dziękuje za Wasze komentarze :**
Dedyk oczywiście dla:
edussss a no widzisz.... :D
Miu Bry
Indica niestety... nikt nie dostanie "mojego" Adasia (tak ma na imię syn kuzynki, jeżeli nie wspomniałam), a cze czere cze cze to i tak już coś ;D
 LiNkA
 Daria Miczke
 Wiecie, że Was lofciam... ?
No to już Wiecie. xD