piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 36



Siedziałam przy fortepianie. Powoli przygotowywałam się do wielkiego występu, przed samą królową Elżbietą, który miał odbyć się za dwa tygodnie. Przecież nie może dojść nawet do jak najdrobniejszej pomyłki. 

Podczas gdy ja pilnie ćwiczyłam Nath wszedł do pokoju i przysiadł na łóżku.
-Mogę ci przeszkodzić? – spytał.
-A o co chodzi? – uśmiechnęłam się i przestałam grać.
- Chciałem pogadać o tym, czy może myślałaś już nad ślubem…?
- Szczerze mówiąc, przestałam myśleć o tym z ładne 2 miesiące.
- Ja właśnie myślałem o tym dzisiaj. To Alek nasunął mi te myśli. –zaśmiał się.
- Nie możliwe, że tak na ciebie wpływa… - zażartowałam.
- No sam się dziwie. – wygiął usta w uśmiech. – Ale wróćmy do tematu…
- Jeżeli chcesz wiedzieć co ja myślę na ten temat musisz mnie wysłuchać…
- Zamieniam się w słuch. – oświadczył.
- Wiesz dobrze o tym jak bardzo cie kocham, a co się za tym wiążę, chce, aby dzień ślubu spełnił się naprawdę, a nie tylko w moich snach. Zrozum też to, że jesteśmy muzykami, czyli że pewnie nawet nie uda nam się wybrać daty ślubu…
- Rose, nie utrudniaj sprawy… gdyby to było takie trudne, to czy nasi przyjaciele zrobiliby to? Ponad to Siva i Bella mają dziecko. Tak, to prawda, że Siva podróżuje w trasach, ale wtedy kiedy może opiekuje się dzieckiem. To nie jest takie trudne… przecież na to jest czas.
-Nathan ja wiem, ale pomyśl o swoich fankach… Wiesz co to będzie?!
- Rose?! Do jasnej cholery, ty się fankami przejmujesz, że one mogą być złe?!
- Nawet nie wiesz jak…!
- Skoro ‘kochają’ mnie, to ciebie też powinny zaakceptować, prawda? O nie się nie martw, ja będę szczęśliwy, to i one będą. – uśmiechnął się, a ja odruchowo wstałam i dołączyłam do Nathana. Przytuliłam się do niego.
- No dobrze, ale mamy jeszcze dużo czasu, na zrealizowanie tak wielkiego planu. – dodałam.
- Rosalie… Czy ty nie rozumiesz, że ja nie umiem bez ciebie żyć?
- Ale co to za różnica, czy zrobimy to teraz czy później?
- Dobra, może zostawię cie samą, przemyślisz tą sprawę i w ogóle… - wstał i pocałował mnie w czoło. 

Siedziałam na łóżku sama, bezradna. Zastanawiałam się, czemu powiedziałam takie słowa, że fanki, że mamy jeszcze dużo czasu… Czy ja aby tego nie odwlekam…? Tak, ja chyba staram się nie dopuścić do tego ślubu…

Z moich zamyśleń, wyrwał mnie dźwięk dzwonka telefonu. Zobaczyłam jakiś nieznany mi numer.
- Tak słucham?
- Dzień dobry, czy tu pani Rosalie Mączyńska?-  nieznany głos odezwał się po polsku.
- Tak to ja, o co chodzi? -szybko przeszłam na ten sam język.
- Pani rodzice mieli poważny wypadek, cudem przeżyli.
- Że co proszę? – nie mogłam uwierzyć w to co mówi ten męski głos.
- W tym momencie oboje są operowani.
-Nie… nie. Już tam jadę. – powiadomiłam mężczyznę i rozłączyłam się bez pożegnania. 

Pani rodzice mieli poważny wypadek, cudem przeżyli. W ogólne nie mogłam uwierzyć w te słowa.
 Momentalnie wyciągnęłam spod łóżka walizkę i zaczęłam wrzucać do niej pierwsze lepsze ciuchy z brzegu szafy. Pobiegłam jeszcze szybko do łazienki wziąć parę kosmetyków. Do torebki wrzuciłam ważne dokumenty, pieniądze i wiele innych potrzebnych mi na tę podróż rzeczy. Założyłam na siebie buty oraz kurtkę i popędziłam na dół ze łzami w oczach. 


- Rose, coś się stało? Przepraszam jeśli moje słowa cię uraziły… Skoro nie chcesz jeszcze ślubu mi się nie śpieszy…
- Nathan, nie o to chodzi! – stanęłam przed nim zapłakana. – Moi rodzice… mieli wypadek, cudem przeżyli! Ja muszę tam jechać, rozumiesz?! – krzyknęłam  i mimowolnie wtuliłam się w jego ramiona.
- Nie pozwolę jechać ci samej! Poczekaj chwilę. – dał mi buziaka i poleciał szybko na piętro. 

Wiem, że może się o mnie martwi, ale ja nie mogę czekać ani minuty dłużej. Zadzwoniłam szybko po taksówkę. Po zrealizowaniu ‘zamówienia’ wyszłam szybko na dwór. Panował półmrok. 

Boję się, że ich stracę, chodź tak naprawdę nie powinnam dopuszczać, takiej myśli do istnienia. 
Mówiłam sama do siebie: Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. 
Kiedy czekanie za taksówką przerodziło się w wieczność, myślałam tylko o nich. Przecież nawet nie wiedzą, że za nimi bardzo tęsknię, że brakuje mi ich tutaj, mimo, że w Polsce też nie widywałam ich za często. To coś okropnego! Nie życzę, aby komuś przytrafiło się takie nieszczęście jak mi. 

-Gdzie jest ta cholerna taksówka??!! – spojrzałam na zegarek. Nie minęło nawet 5 minut. Od teraz liczy się dla mnie każda sekunda.
Nagle w oddali zobaczyłam taksówkę. To na pewno po mnie, pomyślałam.
Tak! Nareszcie! Auto stanęło przed domem, a z niego wysiadł taksówkarz, tak na oko miał ponad 40 lat. Wyglądał na miłego człowieka.
- Proszę niech pani wsiada. – powiedział i odebrał ode mnie walizkę. Ja weszłam do środka, a mężczyzna pakował mój ‘dobytek’, z którym lecę do Polski.
- To gdzie pani sobie życzy metę? – spytał grzecznie.
- Na lotnisku.
- Widzę, że stało się coś…
- Tak nawet pan, nie wie co przechodzę. Czy możemy już ruszać? Liczy się każda sekunda… - poprosiłam taksówkarza. Mężczyzna nadusił już sprzęgło, kiedy ja dostrzegłam Nathana biegnącego w stronę taksówki. – Niech pan się zatrzyma. – poprosiłam jeszcze raz.
Nath szybko spakował swoją walizkę do bagażnika i wsiadł do auta. Taksówkarz nareszcie mógł wykonać swoje zadanie.
-Jak mogłaś mnie zostawić? Czemu za mną nie zaczekałaś?
- Nathan, nie mogłam tak długo czekać! I tak zdążyłeś.
- A jakbym nie zdążył? Dobrze, przepraszam cię, że teraz tak ci głowę mną zawracam.
- Nathan! Dziękuje ci, że tu jesteś. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła… do kogo miałabym się przytulić…
Momentalnie spełniłam słowa wypowiedziane przed chwilą.
Szybko znaleźliśmy się na lotnisku.
-Polska… Polska… -  bardzo się denerwowałam. – Do Warszawy  odleciał 5 godzin temu… o mój Boże. – nerwowo szukałam określonego celu. –Jest! – krzyknęłam. – Do Poznania, za pół godziny.
Pół godziny! To cholernie dużo!
Postanowiliśmy zaczekać na najbliższy samolot. Oczywiście co ja zrobiłabym bez Nathana. Przy nim czułam się bezpieczna, mogłam w każdej chwili się do niego przytulić.


5 godzin później   


Wpadłam do szpitala nieźle wystraszona, trzymałam Nathana za rękę, za sobą taszczyliśmy walizki. Szybko znaleźliśmy się przy recepcjonistach, spytałam o rodziców, a potem skierowaliśmy się do sali, w której oboje leżeli.
W środku był lekarz. Razem usiedliśmy na krzesłach obok sali. Po chwili zza drzwi wyłoniła się postać wysokiego, przystojnego, młodego mężczyzny. Niedbale ułożone ciemne włosy dobrze współgrały z jego twarzą.
- Przepraszam. – zwróciłam się w jego kierunku i prędko wstałam z miejsca. – Czy może pan powiedzieć coś o stanie moich rodziców?
- A… to pani jest córką… Nazywam się Ksawery Małopolski.
- Rosalie Mączyńska. Miło mi.
- Pani rodzice są w stanie stabilnym. Oboje mają kilka złamanych żeber, ojciec do tego pękniętą czaszkę, ale jak na razie wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Dziękuje panu za informacje. Czy mogę ich już zobaczyć?
- Jak na ten moment są w śpiączce, nie wiadomo, kiedy  się z niej wybudzą, ale poza tym będzie pani mogła odwiedzić ich dopiero jutro.
-Dobrze. A zna pan może przyczyny wypadku?
-Pani ojciec prowadził pojazd. Prawdopodobnie stracił panowanie nad autem i dachował. Mają ogromne szczęście, że żyją i  że są w tak dobrym stanie. – poinformował lekarz.
- Dziękuje panu, za informacje.
- Służę pomocą, a teraz radziłbym pani przenocować gdzieś w hotelu, bo jest już późno.
Lekarz odszedł a ja myślałam o tym co zrobić. Nagle przypomniało mi się, że spakowałam przecież do torebki klucze do domu w Polsce.
- Choć Nathan, przenocujemy w domu rodziców.
- A z nimi wszystko okej?
- Tak, są w stanie stabilnym. Lekarz powiedział, że nie wiadomo, kiedy wybudzą się ze śpiączki, tak więc lepiej przyjedźmy tutaj jutro. Odpoczniemy, zjemy coś…


Kolejny dzień


Ostatni raz byłam tu w święta. Nic się przecież nawet nie zmieniło. Mój pokój wyglądał tak samo, jak przed moim wyjazdem na stałe do Londynu. Czasami bardzo za nim tęskniłam, tak jak za rodzicami, za rodziną, znajomymi, okolicą… ale przecież nie wyobrażam sobie życia pewnej osoby, którą jest mój narzeczony.
Podczas gdy Nate jeszcze spał, ja postanowiłam wziąć odświeżający prysznic i zrobić śniadanie. Jak chciałam tak zrobiłam.

*

W trakcie śniadania, postanowiłam wrócić do tematu, który był przetaczany wczoraj. Głównie pokusiła mnie na to historia rodziców.
-Nathan… miałeś jednak rację. Ja też chcę jak najszybciej wziąć ślub.
- Serio mówisz? czy tylko chcesz mnie uszczęśliwić?
- Nie, mówię jak najbardziej na poważnie.
Wstał ze swojego miejsca i natychmiast mnie przytulił.
-Kocham cie. – szepnęłam mu do ucha.
-Pamiętaj, że ja ciebie mocniej.


Tydzień później  


Przez cały tydzień mieszkaliśmy w Polsce. Mama wybudziła się ze śpiączki 4 dni temu, a tata dwa. Wszystko jest z nimi okej. Niestety muszę ich już zostawić, bo Nathan ma za dwa dni koncerty we Francji z chłopakami, a ja muszę solidniej przyłożyć się do ćwiczeń, żeby uniknąć pomyłki.
Alek wciąż jest w domu The Wanted, i jak na razie nie zamierza wracać, choć kiedyś przecież to chyba nastąpi.
Postanowiliśmy, że tylko jak wrócimy do domu, omówimy sprawy związane ze ślubem. Powiedziałam o tym nawet rodzicom. Bardzo się ucieszyli. Powiedzieli, że specjalnie na ten dzień odłożyli mnóstwo pieniędzy na moje konto – o czym ja nie wiedziałam. Powiedzieli, że mam je spożytkować z Nathanem rozważnie. 


 _________________________________________

 Jest rozdział, który strasznie mi się nie podoba, ale musiałam coś wymyślić, bo nic by się już w tym opowiadaniu nie działo. Wiem, że nie umiem wymyślać scen wypadku i takie tam... ale nareszcie zmierzam w kierunku zdarzenia, które zmieni życie Rose i Nathana o 180 stopni, bo chyba nie więcej. :P 

Serdecznie dziękuje za komentarze od osób, które jak na razie nie zapomniały o istnieniu tego bloga... :D 
Nie chcę Wam go dedykować, ponieważ nie zasługujecie na to, gdyż jest to jeden z moich najgorszych rozdziałów :c 
 Osoby które skomentowały ostatni post to: 
мιυυ. ♥-dziękuje, że jeszcze tu zaglądasz i komentujesz. ^^ 
Blaugrana xD -a Tobie dziękuje za to, że zawsze mogę liczyć na twój komentarz. ^^  fajny ten facepalm c'nie... xD

 Dziewczyny jesteście super!! ♥

4 komentarze:

  1. Proszę cię pisz szybko następny bo mnie ciekawość po prostu zjada...
    Weny życzę i nexciutka szbciutko...
    - lora ♥***☼
    Ps. Nie mogę się aż napaczać na ten rozdział boski jak wszystkie... :p

    OdpowiedzUsuń
  2. jak niby może się to nie podobać??
    świetny ♥
    szkoda mi rodziców Rose, ale dobrze, że żyją!
    next ! Już!


    ja też ci dziękuję za pomoc przy moich opowiadaniach i komentarze ;*
    facepalm GENIALNY! hahahahahahahahaha xD

    OdpowiedzUsuń
  3. CUDOWNY! ;D
    A Rose i Nath mają mieć ślub ^^ Ja chcę być świadkową xD
    Kurde, jak ja się wystraszyłam jak przeczytałam o wypadku :c Ale ważne, że wszystko jest w porządku! :D

    Będę tu zaglądać nbawet jak skończysz opowiadanie, ale wiem, że go nie skończysz ^^ A jak to zrobisz to wiedz, że wiem gdzie mieszkasz xD Jechało się do ciebie na melanżyk to się wie :D Hahaha, przed chwilą czytałam nasze rozmowy, więc tak jakoś wyszło xD

    Czekam na następny! Weny ♥

    OdpowiedzUsuń