sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 31



24 grudnia, wieczór

Siedziałam na parapecie w pokoju, ładnych kilkanaście minut i patrzyłam się w okno. Było już ciemno, lampki udekorowane na domach rozjaśniały londyńskie ulice, temperatura ciągle utrzymywała się poniżej zera. Nic nie wskazywało na zmianę pogody, przynajmniej tak mi się wydawało.
Z mp4 wydobywał się dźwięk kawałka „Last Christmas”.
W święta kochałam słuchać tej piosenki, niby nie o świętach, ale święta bez niej to nie święta.
Miło tak usiąść sobie na parapecie, wsłuchiwając się w piękną świąteczną piosenkę, rozmyślając o swoim życiu – tu w Londynie. Jedyne czego mi brakowało to kogoś, kto mógłby mnie przytulić.
Noo… i właśnie o wilku mowa.
W drzwiach stał Nathan trzymając w rękach tackę z dwoma kubkami.
-Jeszcze tu siedzisz? – spytał Nathan.
-Wole gapić się przez okno niż psuć sobie wzrok przed telewizorem. – uśmiechnęłam się.
-No, ale nie nudzi ci się to? – zdziwił się.
- To jedno z moich ulubionych zajęć tu w Londynie. – dodałam. – W Polsce, o tej porze siedziałabym przed świątecznym stołem i dzieliła się opłatkiem. – przyznałam. – A może za rok pojedziemy na święta do Polski? – nasunął mi się pomysł.
- No w sumie można by. – uśmiechnął się i podszedł bliżej mnie. – Masz. – wyciągnął rękę ku mnie z kubkiem. – Wiem, że bardzo lubisz.
- Ależ dziękuje ci bardzo. – odebrałam od niego gorącą czekoladę.
- Mogę przysiąść? – spytał.
- Jeżeli cie to interesuje.
- Ty mnie interesujesz. – odłożył tacę na stolik, wziął do ręki kubek i usiadł na drugim końcu parapetu.
- Kto robił te przepyszną, gorącą czekoladę? – spytałam zaskoczona.
- Oczywiście, że ja.
- A na serio?
- No na serio ja, nie wierzysz mi?
- No to mnie zaskoczyłeś.
- Dziękuje bardzo.
Posiedzieliśmy tak sobie jeszcze dobre pół godzinki, popijając czekoladę i gawędząc sobie przy tym.
W pewnym momencie z nieba zaczął spadać pojedynczy biały puch.
-Dobrze widzę? – wytężyłam wzrok.
- Co, śnieg pada? – zdziwił się.
- Czyli naprawdę pada śnieg?? – nie mogłam uwierzyć.
-No mi się zdaje, że tak.
Zeskoczyłam z parapetu z mp4 w kieszeni i zaczęłam skakać po pokoju jak małe dziecko.
- To będą wspaniałe święta. – śmiałam się, a raczej radowałam.
- A skąd to możesz wiedzieć? – podniósł lekko brwi i uśmiechnął się.
- No bo wiem. Śnieg+ święta= prawdziwy święta.
- A tobie tylko tak o ten śnieg chodzi?
- No nie tylko.
- Czyli jesteś pewna, że te święta będą najwspanialsze?
- Tak, jestem.
- Trzymam cię za słowo.
Podszedł do mnie, złapał mnie za biodra i podniósł do góry.
- Pamiętasz, że cie kocham?
- Pamiętałam, pamiętam i pamiętać będę.
Schyliłam się lekko i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
- Zagraj mi coś. – poprosiłam.
- Na przykład?
- No nie wiem, zagraj. – uśmiechnęłam się, a on zestawił mnie na ziemię. Podszedł do pianina i usiadł na krześle. Ja oparłam się o jego plecy, zawieszając na jego barkach moje ręce.
Normalnie mnie zaskoczył. Przez kolejne niecałe pięć minut zachwycałam się graną przez Nathana piosenkę, którą kilka minut temu słuchałam.
- Jejka!, to chyba marzenie każdej dziewczyny. – dodałam, całując go w policzek.
-Dobrze, że się trochę pouczyłem.
-Ale skąd wiedziałeś? – oczka same mi zmiękły.
-Rok temu też cały czas tego słuchałaś.
- I ty to pamiętasz…
-Najwidoczniej w świecie tak.
- Jesteś naprawdę marzeniem każdej dziewczyny, więc czemu ty akurat wybrałeś mnie…?  
-Prędzej czy później i tak bym cie musiał odnaleźć…  
- Jakbyś mnie nie poznał wtedy w hotelu, to byś nawet nie wiedział, że istnieje.
- Na pewno bym się kiedyś dowiedział. Jak na razie dziękuje Bogu za ten dzień.
- Nie mogę uwierzyć, że przytrafił mi się taki skarb.
- Wiesz, że nie kocham?
- Tak wiem. – powiedziałam, a on podszedł do mnie i pocałował mnie.
- Ey, ludziska śnieg pada! – do pokoju znienacka wpadł Jay.
-Puka się! – krzyknął Nath.
-Sory, ale ludziska śnieg pada! – Jay zaczął skakać po pokoju tak jak ja wcześniej.
-Jay, jutro na sanki, co?! – zaśmiałam się.
-Dobry pomysł! Ulepimy jeszcze może Nathana ze śniegu. – zaproponował przyjaciel.
- Jestem za! – za Jayem stanął Max.
- Dołączam się do was chłopaki. – podeszłam do nich i przybiłam im piątki.  

3 godziny później 

Upewniłam się jeszcze czy chłopacy są w swoich pokojach.
-Jest dobrze.
Wzięłam paczki z prezentami dla nich pod pachę i poszłam na dół zanieść je pod choinkę.
Jejka. Nigdy nie mogę oprzeć się widoku choinki, nawet, kiedy widzę ją kilka razy na dzień. 
Zostawiłam prezenty pod choinką. Nate powiedział, że prezenty dla pozostałych na pewno się spodobają. Oczywiście dla niego mu nie pokazywałam.
Mój plan się powiódł, więc szybko i na paluszkach wróciłam do pokoju.

Dzień później
-Chyba pora już wstawać…  - odezwał się Nath.
-Znowu zaspałam? – spytałam, żeby się upewnić.
- Nie, ale dzisiaj jest twój ważny dzień.
- A no tak, święta. – uśmiechnęłam się.
- No powiedzmy.
- Ey, czy ty mi właśnie zrobiłeś śniadanie?
- A no tak, zrobiłem. Pomyślałem, że ten dzień musisz zaliczyć do jednych z najbardziej udanych.
-No i bardzo dobrze pomyślałeś.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam konsumować śniadanie.
-Prezenty dla rodziców i Jess są już spakowane, w aucie. – powiadomił mnie.
-Jakoś dzisiaj cie nie poznaje. – uśmiechnęłam się.
- Serio?
- No.
Zajadałam się śniadaniem.

-No to wiesz, możesz się zacząć szykować, bo niedługo musimy wyjeżdżać.
- Oczywiście.
Po pół godzinie byłam już gotowa do wyjazdu. Założyłam to.
Kiedy zeszliśmy na dół pod choinką było więcej prezentów, niż zostawiłam wczorajszego dnia. Widać, że chłopaki tez pamiętali o innych.
-Wesołych świąt Rose! – krzyknął Max i podszedł do mnie.
- Nawzajem! – dałam mu buziaka.
Z kuchni wychodził właśnie Jay.
- Wesołych świąt Jay! – odezwałam się, podbiegłam także do niego i pocałowałam w policzek.
- Wesołych, wesołych! – uśmiechnął się.
- Otwórzcie prezenty przed wyjazdem. – podpowiedział Max, a Jay zmrużył oczy.
- No dobra, przecież  prezenty możemy obejrzeć… - uśmiechnęłam się do Nathana.
- No w sumie. – uśmiechnął się.
Wszyscy razem dopadliśmy się do paczek pod choinką.
Każdy otworzył swoją paczkę, a raczej paczki.
 1 paczka ‘wyposażona’ była w ROBOTA KUCHENNEGO! O mój Boże.
-Podoba ci się prezent? – zaciekawił się Nath. – Jest od nas wszystkich. – dodał.
-Hymm… No wiesz… Nie umiem gotować, może dzięki temu się nauczę. – zaśmiałam się. – Ale miło za chęci.
- No jak nie umiesz! – zdenerwował się Max.
- No właśnie, jakoś tylko twoje jedzenie mi smakuje. – pokiwał głową Jay.
- Dzięki, wiesz… - zmrużył oczy Max.
- Nie ma za co.
- To jak, podoba się? – denerwował się Nath.
- Tak! Nareszcie mam swojego własnego robota kuchennego. – zaśmiałam się.
- No to fajnie.  – uśmiechnęli się.
2 paczka zawierała zestaw składający się z sukienki i butów.
-A to ode mnie. – dodał z uśmiechem Nate.
- Nie przesadzasz aby… 2 prezenty… - przechyliłam głowę.
- Oj tam… wiem, że ci się podobała.
- No właśnie, ciekawe skąd wiedziałeś, że podoba mi się ta sukienka…- w dodatku dostałam jeszcze botki.
- Ma się swoje znajomości.
-Dziękuje wam. Prezenty bardzo mi się podobają!
- Nam też! – pokiwali głowami chłopaki.
  *
- No, to my musimy się już zbierać. – przypomniał mi Nath.
- Tak, tak, jedźmy. – wstałam z kolan i poszłam założyć płaszcz, a do tego czerwony komin.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta.
Po drodze Nath mnie rozśmieszał i zaśpiewał mi parę ICH piosenek. 
Kiedy dojechaliśmy, wypakowaliśmy prezenty i poszliśmy w stronę dawnego domu Nathana.
 - Witam was kochani! – przywitała się mama chłopaka.
- Dzień dobry. – odpowiedzieliśmy każdemu.
-I jak tam u was święta? – spytał się jego ojciec.
-Jak na razie bardzo dobrze. – uśmiechnął się.
-O hej! – przywitała się Jessica wychodząc z kuchni.
- Cześć.
Wszyscy złożyliśmy sobie życzenia, a potem razem z Nathanem wręczyliśmy im prezenty.
Nawet my coś dostaliśmy. Był to piękny i przeogromny portret NAS.
Aż zaparło mi wdech w piersiach. 
-Podoba się? - spytali rodzice. 
- Jest śliczny...
- Jasne! - pokiwał głową Nathan. - Zawiesimy sobie w pokoju. - uśmiechnął się do mnie. 
Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już w piątkę, przy stole. 
 
*

Po obiedzie postanowiliśmy przejść się  na krótki rodzinny spacer, a potem wróciliśmy do domu. 
...
CDN. 

____________________________________

Przepraszam Was, za ten rozdział... Miało być ciekawie, ale niestety rozdział byłby za długi i musiałam go podzielić, a nie chciało mi się go skracać, więc szykujcie się na niespodziankę w kolejnym rozdziale... Mam nadzieje, że się spodoba. ;P 

Dziękuje za chociaż 2 komentarze. :* 
Dedyk dla: 

Tutaj jeszcze mamy KARNEGO BAŁWANA ZA ZAMKNIĘTY SCHOWEK! :D 
Wy wiecie o co HALO :D 


I polecam tego oto bloga. ;) >KLIK<  


5 komentarzy:

  1. Nie marudź!
    Jest ciekawy i to bardzo!
    Bardzo mi się podoba!
    Czekam na next!
    Wenki i dizęki za dedyk!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to za niespodzianka? Ona jest w ciąży? Ej no! Serio nie wiem. Przy tym rozdziale to sie normalnie rozmarzylam. A święta za miesiąc! Czekam na nexta. I ma byc jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do Liebster Award

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam cię c:
    http://imaginy-thewanted.blogspot.com/2012/11/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowalam cie :D
    http://opowiadanie-o-the-wanted.blogspot.com/2012/11/liebster-award-o_24.html?m=1

    OdpowiedzUsuń