niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 39



Z punktu widzenia Laury

Młodzi wyruszyli w podróż poślubną do Brazylii, 2 dni po swoim ślubie aż na dwa tygodnie. Spakowali swoje manatki i wyjechali.

-Może wybierzemy się do chłopaków? – zaproponował Tom. – Tak sami tam siedzą…
- No w sumie to dobry pomysł, ale czasem sobie czegoś nie zaplanowali, jak tamtych nie ma…
-Oj tam, zrobimy im niespodziankę. – zaśmiał się.
No więc wybraliśmy się do Jay’a i Max’a.
Kiedy tam dotarliśmy zastaliśmy Max’a, Alice i jakieś tajemnicze dziecko.
Tom już z miną ‘WTF’? Mi kopara opadła.
- Nie myślcie sobie czasem, że my adoptowaliśmy. –bronił się Max.
- Ja pomyślałem sobie co innego. – dodał szybko Tom, jak to on. -
-HAHAHA. Bardzo zajebiście śmieszne.
- A czy widzisz, żebym się śmiał?! Po prostu jestem zaskoczony, bo myślałem, że to wasze.
-To jest siostrzenica Alice – Renee. Max przedstawił nam kilkumiesięczną dziewczynkę.
Jaka ona jest śliczna. Taka mała kruszynka, szkoda, że nie moja osobista. Tak bardzo żałuje, że nie mogę mieć . Odkąd Bella ma synka, tak bardzo marzę o własnych dziecku.
-Malutka stokroteczka. – rozmarzyłam się w oczkach dziecka. – Mogę ją potrzymać? – spytałam.
-Jasne. – odpowiedziała, z uśmiechem Alice i podała mi na ręce małą Ren.
Chociaż na moment poczułam się, jakby to było moje dziecko. Tak strasznie chciałabym mieć córeczkę, ale wiem że w moim przypadku to niemożliwe. 
Mała ma takie śliczne, duże brązowe oczka.
Najpiękniejsza istotka na ziemi, która nie jest moja.
Chciałabym móc się o kogoś troszczyć – nie pomijając tutaj Toma oczywiście – kogoś, kogo mogę zawsze przytulić, kogoś kogo będę kochać, jak nikt inny.
Tak się zamyśliłam, że nagle poczułam jak na moim policzku pojawia się pojedyncza łza. Szybko ją wytarłam, ale Tom musiał to zauważyć, bo podszedł do mnie i lekko objął mnie w pasie.
- Nieźle wyglądalibyście z dzieckiem. – przyznał Max.
Ja to doskonale przecież wiem. Bylibyśmy najlepszymi rodzicami na świecie! Musiałam jednak powstrzymać się od płaczu.
Nikt poza Tomem nie wiedział o tym, że nie mogę mieć dzieci. Staraliśmy się o nie jakieś 4 miesiące temu. Próbowaliśmy niemal wszystkich środków, jednak nic z tego nie wyszło. Postanowiliśmy więc pójść na lekarza… tam dowiedziałam się tej przykrej prawdy.
-My jeszcze mamy czas. – wtrącił Tom i ścisnął mnie mocniej.
Wiem, że chciał w jakiś sposób to zataić, ale kiedyś i tak się dowiedzą. Nie chce tylko, żeby te słowa wypłynęły z MOICH ust.


Przez następne kilka godzin zajęłam się małą, choć była dla mnie obcą osobą. Dałam wolną rękę tymczasowym opiekunom Renee.

5 dni później

Właśnie miałam wychodzić na zakupy z Thomasem, aż tu nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu.
- Tak słucham?
-Cześć Laura, mogę do was wpaść? – odezwała się Rose z lekkim przerażeniem w głosie.
-Jasne, teraz?
- No, a nie będę przeszkadzać?
- To poczekaj, my do was przyjdziemy po zakupach, okej?
- No ale… to może zadzwoń do mnie jak wrócicie, to wtedy do was wpadnę…
- Nie musisz się fatygować, my z Tomem przyjdziemy.
- Ale…
- Żadnych ale, przyjdziemy, możesz uszykować coś do jedzenia. – zaśmiałam się.
- No dobra…
- Rose… coś się stało?
- To naprawdę nie jest rozmowa na telefon…
- Okej… mam nadzieję, że nic złego.
- Tak właściwie to nie wiem. – odpowiedziała wahająco.   
-Nie możesz mi powiedzieć? – przestraszyłam się odrobinę.
- Chcę po prostu porozmawiać z tobą i Bellą na osobności. To ja będę czekać. Do zobaczenia.
- Okej, pa.
O co jej tak właściwie chodziło? Już miałoby się coś złego zdarzyć w ich małżeństwie? Nie rozumiałam jej. Może Nathan coś skombinował w Brazylii…

Kilka godzin później

- Nareszcie jesteście. – przywitała nas zza progu Rose. – Zaprosiłam też Bellę i Sivę, przyszli z Tiago.
- Hejka Rose. – uśmiechnął się Tom.
- Okej, okej. To dowiem się wreszcie o co chodzi?  - zapytałam niecierpliwiąc się już.
- Tom, chłopaki są w salonie, my jesteśmy do góry jakby coś, zresztą niczego nie powinno wam zabraknąć.

Z punktu widzenia Rose

Pociągnęłam szybko Laurę za sobą do pokoju.
- Może chociaż opowiesz jak było w Brazylii? – dociekała Laura.
- Fantastycznie. Kupiliśmy sobie kilka pamiątek…
- Tylko tyle?
- Mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Dobrze… A gdzie jest Be…
Nie dokończyła, bo gdy weszłyśmy do pokoju zobaczyła ją, zabawiającą Tiago.
- Cześć. – odezwała się Laura.
- Hejka. – odpowiedziała Izabella, a Laura szybko podeszła do małego.
- Dobra, skoro już jesteśmy tutaj, to chce wam coś powiedzieć. – powiedziałam, biorąc głębokie wdechy.
- No dawaj. – popędzała mnie Bella.
- Powiedzcie mi co jak mam teraz zrobić…
- Ale z czym? – niepokoiła się Laura.
- Jestem w ciąży. – odpowiedziałam zdecydowanie szybko.
Bella wyglądała na radosną, natomiast Laura oniemiała.
- Rose! To jest wspaniała wiadomość! Ale czekaj… nie powiedziałaś mu jeszcze?
- A jak widzisz… Boję się mu o tym powiedzieć… a zresztą nie wiem, czy to jest jego dziecko…
-Co?! – zdziwiły się dziewczyny.
- Podczas podróży zabezpieczaliśmy się, nie wiem kiedy mogło to się stać. – powiedziałam przerażona.
- Ale spałaś z kimś jeszcze?!
- No nie…!
- No to jak to nie jest jego dziecko?! Może byłaś już w ciąży kiedy braliście ślub!
Chwilkę pomyślałam i dociekłam kiedy to mogło się wydarzyć.
- Aha… chyba domyślam się… możliwe, że to było przed ślubem, na tej imprezce. Tylko właśnie nic kompletnie nie pamiętałam. Ale faktycznie, jak się obudziłam niczego na sobie nie miałam.
- Widzisz! Co ty za głupoty pieprzysz, że to nie jego dziecko?!
- Po prostu wpadłam w panikę, a tego dnia nie pamiętałam za dobrze.
- Oj tam… ważne że ci się przypomniało, co nie Laura?
-Bo… bo… ja wam o czyś nie powiedziałam… - posmutniała kuzynka.
- Ale czego?
- Ja strasznie wam zazdroszczę…
- No… teraz wasza kolej na dzidziusia. – uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Chodzi o to… że… że nie mogę mieć dzieci… - z jej oczu zaczęły wypływać łzy.
- Laura… ja nie wiedziałam… - w tej sytuacji czułam się jak idiotka, palnąć takie coś, ale skąd ja miałam to wiedzieć…
Podeszłam do dziewczyny i mocno ją przytuliłam. Bella postanowiła zrobić to samo. Szlochała i to przeze mnie… Nie mogłam sobie jakoś tego wybaczyć. Ja zawsze palnę coś przed faktem.
Teraz wiem dlaczego tak strasznie lubi przebywać w towarzystwie dzieci, zwłaszcza, że ma liczne rodzeństwo, którym musiała się często opiekować  w przeszłości.
Po kilku minutach wszystkie ochłonęłyśmy, a Laura postanowiła się odezwać.
- Choć Bella… - wstała i złapała ją za rękę, a ta wzięła ze sobą Tiago.
Wstałam, bo przecież nie będę tu sama siedzieć.
- Ty tu zostań, i wiesz co masz robić… - mrugnęła do mnie okiem.
- No nie wiem…
Dziewczyny zniknęły, a ja zastanawiałam się o co jej chodziło. Może się na mnie zwyczajnie w świecie obraziła…?
Nie minęła minuta, a do pokoju wparował mój mąż.
- Dziewczyny mówiły, że mnie wołałaś. To o co chodzi?
No tak… mogłam się domyślić.
Nath przysiadł obok mnie na łóżku.
- Możesz być lekko zaskoczony, chociaż to mało powiedziane…
- Więc o co chodzi?
- Jestem w ciąży Nathan. – powiedziałam dość cichym głosem.
- Widze, że humor ci dopisuje po podróży. – odparł z uśmiechem.
- Myślisz, że żartuje?
- To niby kiedy ‘to’ się stało?
- Pamiętasz imprezkę przed ślubem?
- Osobiście nie pamiętam, ale to bardzo możliwe…
- Cieszysz się? – chciałam się upewnić.
- Ale z czego…? – widać, że był zdezorientowany.
- Że będziemy rodzicami…
- Nie powiem…  nie spodziewałem się takiej informacji po przyjeździe… ale chyba jestem bardzo… szczęśliwy?
- Nie cieszysz się?
- Nie no Rose… oczywiście, że się cieszę! Tylko jakoś nie może to do mnie dotrzeć. – zaśmiał się. – Teraz mam piękną żonę, będę miał synka…
- Ey! Kto powiedział, że to będzie synek? – zaśmiałam się. – To będzie dziewczynka, na 100 %! – ucieszyłam się.
Tak naprawdę to chciałabym mieć córeczkę.
-Ja będę czekał na chłopczyka. – oświadczył i udał obrażonego.
- Oj no nie kłóćmy się. Zawsze będę was bardzo mocno kochała! – uśmiechnęłam się najpierw do męża, następnie podniosłam bluzkę i spojrzałam na mój brzuch, pod którym znajdowała się moja kolejna ukochana osoba.
- Oczywiście, że ja też. – Nathan pocałował ‘dziecko’, no a potem przyszła kolej na słodki i długi pocałunek.
Po kilku minutach postanowiliśmy dołączyć do reszty.
- Będę ojcem! – wykrzyknął a chłopakom, zanim zareagowali wybuchem radości, kopary opadły. 

____________________________________

Taki tam rozdział... ;P 
Nie wiem, czy się podoba, bo mi niezbyt, pomijając fakt, że Rose jest w ciąży. :D 

Jeszcze kilka rozdziałów i przyjdzie kolej na CZĘŚĆ 3. :] Bynajmniej tak planowałam... bo wszystko zależy od Was, czy ktoś będzie czytał jeszcze tą historię... ;)

2 komentarze:

  1. twój rozdział miał by mi się niby nie podobać??
    Cudo <3333333333
    kurde w szkole mnie tak nastraszyłaś myślałam, że coś gorszego będzie, ale szkoda mi Laury ;( zawsze pozostaje adopcja xD

    Co do kolejnej części to oczywiście, że będę czytała. ja bym miała nie czytać??

    dobra do do następnego mamo ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaje(coś tam) rozdział...
    Matko to opowiadanie jest po prostu ba.jecz.ne.
    Nie da się tego nie lubieć ♥
    Lama (nie obrażając nikogo) z tego komu to się nie podoba...
    A komentarz wyżej mówi sam za siebie :)
    - lora ♥***☼

    OdpowiedzUsuń