-Masz szczęście Laura, masz szczęście! – Tom wyszedł z auta.
Jedną rękę użył do gestykulowania złości tzn. machał wskazującym palcem, a
drugą do ściągnięcia swoich przeciwsłonecznych okularów z czubka nosa.
Podszedł do mnie i mocno uściskał.
- Jaki romantyk. – zaśmiała się Kat.
- Żebyś wiedziała! – również się uśmiechnęłam i
odwzajemniłam gest Toma.
- Do kogo to mówiłaś?
-zdziwił się.
- Powiem ci później, a teraz musisz iść ze mną. –
pociągnęłam go za rękę i powędrowaliśmy pod wyznaczony adres.
- To tutaj, tak? – spytałam Katherine.
- A skąd ja to mogę wiedzieć, przecież ty mnie tu
przyprowadziłaś! - wtrącił Tom.
- Nie do ciebie mówię. – machnęłam ręką, a mina Toma –
bezcenny widok.
- Tak. – odpowiedziała kobieta.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi.
- Dzień dobry. – odpowiedziała jasnowłosa blondynka po kilku
sekundach.
- Dzień dobry, czy zastałam Davida Schmitt’a?
- Tak, a można wiedzieć w jakiej sprawie państwo chcą z nim
rozmawiać?
Tom cały czas stał zaskoczony przebiegiem tych wydarzeń, no
ale przecież sam chciał…
- Jestem znajomą jego byłej dziewczyny, chciałam mu tylko
coś przekazać, to jest bardzo ważna informacja… - ciągnęłam nie wiedząc co
mówić dalej.
- Dobrze, nich państwo wejdą. – blondynka zaprosiła nas do
środka i zaprowadziła do średniej wielkości salonu, gdzie siedział zapewne
David.
- Ktoś do ciebie. – jego dziewczyna wskazała na nas.
- W czym mogę pomóc? – spytał mężczyzna.
- Mam na imię Laura. – podałam mu dłoń. – A to mój mąż Tom…
– także powtórzyli gest. – ale to już jest mało ważne… Jestem znajomą Katherine.
- Ir? Możesz zostawić nas samych? – zapytał blondynki, a ona
wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Więc o co chodzi? Najpierw mnie zostawiła, a teraz kogoś
na mnie nasyła?
- Z tego co wiem zostawiła cie, bo nie chciała, żebyś
dowiedział się o dziecku…
- Jakim dziecku?
- Twoim dziecku. Ma na imię Robin i został sam w londyńskim
szpitalu.
Tom siedział obok mnie przysłuchując się uważnie rozmowie.
- Ale czemu mi tego nie powiedziała?
- Bała się. Myślała, że dziecko byłoby dla ciebie ciężarem…
- Odkąd nie jestem z Katherine moje życie bardzo się
zmieniło i wcale nie mówię, że na lepsze, ale czemu to ona nie mogła tu
przyjechać, tylko wysłała ciebie?
- Kat nie żyje… - te słowa nie łatwo przeszły mi przez
gardło. Na twarzy Davida pojawiły się pojedyncze łzy. – Chciała, żebyś
zaopiekował się synkiem.
- Ale czemu nie powiedziała… - widać, że mężczyzna jest
załamany.
- Zaopiekujesz się nim? Katherine by tego bardzo chciała…
- Oczywiście. Przecież tylko on mi po niej został…
- Ja przepraszam, że powiedziałam to tobie, ale no… nie można
chyba tego ukrywać, prawda…? Zwłaszcza, że mały mógłby zostać oddany do
adopcji. Musisz się śpieszyć, żeby go odzyskać.
- Mogę dostać, adres tego szpitala? – spytał.
Podałam mu to co chciał.
- Dziękuje, że się nim zajmiesz. Na nas już chyba pora. –
oznajmiłam.
- To ja dziękuje. – powiedział przez łzy.
- Trzymaj się. – przytuliłam Davida.
Pożegnaliśmy się i opuściliśmy mieszkanie.
Na zewnątrz zobaczyłam Kat… płakała.
- On za mną tęsknił… - wydusiła, a wtem moje oczy stały się szklane.
- Dlaczego nie spróbowałaś powiedzieć mu tego…?
-To nie było takie proste, uwierz mi. Gdybyś była na moim
miejscu…
- Rozumiem…
- Wytłumaczysz mi Laura o co tu do jasnej cholery chodzi! I
gdzie przed chwilą byliśmy?!
- Jak już ci wczoraj o tym wspomniałam widzę duchy, jak na
razie jednego, prosił mnie o pomoc więc udzieliłam mu jej…
- Naprawdę widzisz duchy?! – miny Toma nie dało się
zidentyfikować… niby kryła zaskoczenie, trochę też niedowierzenie…
- A wyglądam na pajaca, który sobie żartuje?!
- Ale czad! Jaki jest ten?
- To kobieta… Ma na imię Katherine. Zmarła wczoraj, podczas
porodu.
- Od początku, gdy cię poznałem wiedziałem, że jesteś
niesamowita!
- Dobra, dobra. Dosyć tych komplementów. Wcale nie jest tak
wesoło jak tobie się wydaje…
- potwierdziłam. – Proszę, wracajmy już do domu…
Oboje wsiedliśmy do auta. Na tylnim siedzeniu siedziała Kat.
- Dziękuje ci bardzo Laura. – odezwała się.
- Nie ma za co przecież…
- Ona tu jest?! – spanikował trochę Tom.
- Czy on zawsze tak panikuje? – spytał duch.
- Czasem… - odparłam.
- O czy rozmawiacie? – zaciekawił się Thomas.
- Nie tobie wiedzieć…
- No dobra, ja już się lepiej nie odzywam. – oznajmił.
-Wiesz co… polubiłam
cię. Chyba zostanę tu na dłużej, żeby ci pomóc, choć jestem jeszcze młodym
duchem. Co prawda ‘światło’ już się pojawiło wiele razy na mojej
drodze, ale za to, że ty pomogłaś mi, ja pomogę tobie…
CDN...
______________________________________
Dzięki za miłe słowa... ♥ Te komentarze na prawdę podniosły mnie na duchu. ^^
Mam nadzieje, że rozdział się komuś spodoba. ;]
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale zmieniłam wygląd bloga trochę :P
Polecam tego bloga, takie tam opowiadanie o 'pszczołach' xD
Naprawdę zachęcam wszystkich, bo warto przeczytać, zwłaszcza, że to dopiero początek ;]
Dziękuje za komentarze i dla tych osób dedyk! ♥
-Dzięki, że się o mnie troszczysz… a tak w ogóle to jakie
światło?
-Po śmierci dusza, jeśli załatwiła wszystko na ziemi
oczywiście, że tak powiem, idzie, przechodzi w stronę światła. W moim przypadku
nie zaznałabym spokoju, gdybym przeszła od razu po śmierci przez światło, bo
jak sama wiesz, miałam na ziemi sprawę do załatwienia.
-Widzę, że jeszcze wiele musze się nauczyć… - odparłam.
- Nawet nie wiesz, co cię czeka…
- Możesz już skończyć mówić tak tajemniczo proszę?
- Dobrze, dobrze, przyjdzie czas, kiedy wszystko zrozumiesz…
- I znowu zaczynasz… - dałam facepalm’a .
- Wcale nie…- zaśmiała się.
- Dobra, lepiej nie będę kłóciła się z duchem.
-Masz rację, lepiej tego nie rób.
- O czym gadacie? – spytał zainteresowany Tomi.
- O tym, że jak duchy są wściekłe to robią złe rzeczy.
- Ja pierdziele… ja na twoim miejscu byłbym tak posrany, że
masakra.
- Nie ukrywam, że z początku bardzo się bałam, ale całkiem
przyjemnie mi się z nią rozmawia. Nawet została wśród żywych, żeby mi pomagać.
- No to fajnie… wręcz czadersko zajebiście…
- A no widzisz jakie mam teraz szalone życie?
- Chyba życie z ‘życiem po życiu’…
- Filozof się znalazł… - po raz drugi klepnęłam się w
czółko.
- Wcale nie!
-A tak!
- Uważaj! Czerwone światło TUMOKU! – ostrzegłam męża.
- Ey, wiesz… dzięki bardzo…
-Tak to jest, jak się interesujesz zawsze czymś innym niż
powinieneś…
- I kto to mówi…?!
- Kobieta, która cię poślubiła i zna cię na tyle długo, żeby
przewidzieć jaki jesteś…
- JA TEŻ CIE KO-CHAM! – powiedział, jakby nie chciał więcej
ze mną rozmawiać. Gdyby nie siedział za kierownicą równie dobrze zatkałby sobie
uszy.
- I dobrze! Nie odezwę się do ciebie przynajmniej do końca
tego pięknego dnia!
- Nie wytrzymasz!
- Prędzej ty!
- Czas- start!
Po tych słowach założyłam ręce na piersi i postanowiłam
zachować ciszę.
- Widzę, że się dogadujecie… - z tylnego siedzenia odezwała
się Kat.
- Tak, tak, zawsze. – powiedziałam z sarkazmem.
- Kiedy byłam z Davidem zachowywaliśmy się podobnie, ale
teraz, pomimo, że nie widziałam go przez dobre 7 miesięcy tęsknie za nim… i to
bardzo…
- Widać było, że on
za tobą też… Kocha cię…
- Uwierz mi… zerwanie z nim przyniosło mi większy ból. Ale
byłam pewna, że i tak mnie zostawi samą z dzieckiem.
- Ale zmienił się.
- Tak. I to mnie bardzo cieszy. Zmienił się na dobre.
Tom tylko patrzył się na mnie z pode łba.
- Powiem ci szczerze, że nie wiem, co bym zrobiła bez mojego
debila. – zażartowałam. Spojrzałam się ukradkiem na męża. Ten uśmiechnął się,
ale szybko udał obrażonego.
- Nie dziwie ci się. Kiedy zostałam sama, w ciąży, czułam
się samotna, nie miałam nikogo.
- Mogę się tylko domyślać jak się czujesz, bo nigdy nie
byłam w takiej sytuacji.
______________________________________
Dzięki za miłe słowa... ♥ Te komentarze na prawdę podniosły mnie na duchu. ^^
Mam nadzieje, że rozdział się komuś spodoba. ;]
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale zmieniłam wygląd bloga trochę :P
Polecam tego bloga, takie tam opowiadanie o 'pszczołach' xD
Naprawdę zachęcam wszystkich, bo warto przeczytać, zwłaszcza, że to dopiero początek ;]
Dziękuje za komentarze i dla tych osób dedyk! ♥